Redakcja UH się powiększa i obok "marnego dziennikarzyny" i "niespełnionego streetartowca" pojawia się we własnej osobie "pseudouliczny socjolog z Polski B". Witamy na pokładzie!
Kończy się przełomowy tydzień w polskim street arcie. Każdy, kto w chwale zakończył okres letnich festynów, przerzucił się na papier lub facebunia, ew. na kolejny blogspot z dwójką w nazwie. O oświadczeniach już pisaliśmy, o książkach płonących (ze wstydu) też. Chociaż chyba nie o wszystkich albo nie wszystko....
Bo jak zaglądamy do tej hitowej epopei, której nazwy nie pamiętamy, widzimy powtórkę z rozrywki. 99% fot znanych z internetu i promowanie gwiazd ery post-nespunowskiej. Ale o tym potem.
Jak wiecie - lubimy czytać. Sami siebie najbardziej, ale dobrym tekstem kuratorskim nigdy nie pogardzimy. Skoro zdjęcia w albumie znaliśmy wcześniej, uwaga ląduje na profilach reprezentantów polskiej szkoły street artu. Opowieść rozpoczyna king galerii z Galerii Koloru. Prawdziwek BOB rzecze o początkach swej drogi:
„W Bydgoszczy działa stowarzyszenie Stumilowy Las i jego szef Marcin Płocharczyk opiekował się trochę młodymi chłopakami (sic! - UH), którzy chcieli malować. Dał nam ścianę w MDK, więc mieliśmy gdzie ćwiczyć, ale w zamian wymagał. Chciał, żebyśmy mieli projekty tego, co chcemy namalować (...) żeby to po prostu nie były takie toyowskie bomby, tyle że legalne.”
Z resztą „w Bydgoszczy jak nie bombisz, tylko kombinujesz, to jesteś cieniasem, a nie writerem”. Dlatego postulujemy, by w reedycji naszej nowej Biblii, obok pięknych, rozbudowanych charakterystyk Styla, GBRów, Street Logo by Marcin Rutkiewicz (i tajemniczy, pojawiający się pod hasłem „(MR)”) dołączyć hasło „writer kombinator”. Petycja w tej sprawy zostanie wysłana do sponsora książki - MKiDN.
„Od momentu, kiedy wyszedł Polski Street Art zacząłem wrzucać swoje prace do internetu - Facebook, blogspot, te rzeczy. Kumple mówili, że to lanserskie, ale ja odpowiadałem” Poczekajcie, to coś da, coś z tego będzie, coś w końcu wypali”. Jak widzicie prawdziwek BOB daje nam wgląd w marzenia kolejnego pokolenia polskiego sztrit artu. Kariera dziś wygląda tak: Miejski Dom Kultury - Internet - Polski Street Art. Marzenia nowego pokolenia? Bardzo proszę: „Póki co chcę malować murale. To moje marzenie, mój cel”. A na koniec: ”nie uważam się ani za graficiarza, ani street artowca, ani malarza. Jestem twórcą”. Szkoda, że nie jesteś bogiem, chłystku. Won do lasu!
Stał się cud - Polski Street Art wydał swój owoc. „Dzieci PSA” niczym kiedyś „Dzieci Men in Blacka”. Różnica jest taka, że o tych pierwszych pisze np. pani Ela Sala z MOCAKu, o drugich oficer dyżurny KRP. Sami zobaczcie ile bełkotu można wyprowadzić o takich gwiazdach sztuki ulicznej, jak Mikołaj Rejs aka Wers. Mikołaj Rejs aka Wers nie ma absolutnie żadnych skillsów, ale Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie idzie z duchem ulicznego klimatu. Ich zdaniem Mikołaj Rejs aka Wers: „koncentruje uwagę odbiorcy na rzeczywistości wewnętrznej. Postacie, które przedstawia są skupione na sobie i swoich przeżyciach, wiodą życie poza czasem historycznym (...) Twórczość Rejsa przedstawia się jako proces psychicznej, symbolicznej reparacji: naprawy tego co uszkodzone i martwe (...) W warstwie formalnej (jego prace - UH) są subtelne i nieinwazyjne...” Bla, bla, bla. Ble. Dość. Won do piekła.
Tak to wygląda. A to dopiero początek lektury. Lepszej od poprzedniczki, ale wciąż dalekiej od akceptowalnego poziomu. A na koniec to, co w street arcie najlepsze. Opowieści z akcji. W tym odcinku Rafał Roskowiński: „(...) jak malowałem ten mural to strasznie lało, takie niemal monsunowe lato. A ja lubię malować w słońcu. I tak się pomodliłem do Pana Boga, żeby dał parę dni ładnej pogody. I była. (...) I proszę sobie wyobrazić, dociągnąłem ostatnie kreski, tuż przed południem i równo o godzinie 12 lunął deszcz”.
Historia mrozi krew w żyłach. Czujemy jakbyśmy tam byli, choć właśnie jesteśmy w Palolem, na plaży robimy instalację. Z Nespoon oczywiście.