środa, 30 stycznia 2013

DO WIĘZIENIA ZA ZIENIA

No tak. Po pierwsze gratulujemy odwagi i finezji grupie podpisującej się jako 15W08. Znaczy tak nam się i wam wydaje, że to grupa. Tak samo dzięki temu że zaistniał taki blog - 15W08 od razu wydaje nam się, że autor bloga i autor kolorowych plam na Mokotowskiej w Warszawie to ta sama osoba. Nie dość tego wielu z nas wydaje się, że można go namierzyć po adresie IP i od razu go policja złapie!

Cóż za wielkie oburzenie wśród narodu. Oblano farbą i zniszczono (tak! zniszczono) butik Zienia. Więc od razu bez wątpliwości cienia powiem tak - butik Zienia jest w środku w kamienicy a nie na zewnątrz więc koniec końców nie ucierpiał (a dziś rano szyby były już umyte). Więc drodzy moi oburzeni tym aktem - może nie ma nad czym płakać. Zień już czysty. Jakoś nikt nie żałował agencji nieruchomości Lion King i salonu z charytatywnymi (taaa) bransoletkami. Dlaczego? Bo może w tym wypadku (obcy - azjatycki - kapitał na rynku naszych nieruchomości lub "komercyjna działalność a la trzeci sektor" salonu Lilou) obrońcy Zienia uznali atak farbą za słuszny.

Oczywiście pomijam setki komentarzy typu "uciąć ręce", "pomaluj matce solarium" czy "to zwierzęta nie aktywiści". Nie ma co rozkminiać krzykaczy. Ale z drugiej strony setki myślących, opiniotwórczych osób, nie próbuje w żaden sposób zanalizować pobudek i celów "grupy" 15W08. Ludzie pochylają się nad tą farbą i tylko na tej jednej kamienicy. Pochylają się nad jej kolorem ucinając krótko wszelkie dysputy - to na pewno komuniści. W takim razie witrynę nieruchomości Lion King pomalowały pedały, bo na różowo. Pochylają się nad kamienicą jako zabytkiem, zapominając dla kogo się restauruje zabytki w centrach wielkich miast (na pewno nie dla dziedzictwa kulturowego). Czy nie przypadkiem dla bogatych (często zagranicznych) turystów i klientów?

Oj boimy się dyskusji na temat, który chce poruszyć 15W08. Boimy się tego, że możemy się zgadzać z tymi poglądami. Boimy się przyznać, że wiemy że świat opiera się na wyzysku i nierównościach, bo jest nam w tym układzie wygodnie.

W tej dyskusji uciekamy się do głupiego moralizatorstwa. Do argumentów - "zrobili to dla poklasku" (te dzieciaki z bogatych domów). Dlaczego piszemy - ktoś za to odmalowanie zapłaci? Czyli martwimy się znowu tylko o pieniądze. A może było warto jednak wywołać dyskusję na różne tematy? I ukryty, niepoliczalny zysk jest dużo większy od kosztów naprawy tych elewacji. Dlaczego wywyższamy się pisząc, że nam się to nie podoba. Wiemy lepiej jak komunikować społeczne problemy,  umiemy dbać o zabytki itd. Mi też się nie podoba dużo rzeczy (ponad sto postów jest już na ten temat) - ale to nie znaczy, że jestem lepszy! To, że nie mówimy głosem mainstreamu nie powinno nas stawiać poniżej tego nurtu tylko raczej obok, równolegle. Dlaczego Pani Kubisa w krytyce politycznej pisze ironicznie - Najważniejsze, że kapitalizm ma za swoje. Niech popamięta! - naprawdę myśli, że to jest jakaś zemsta? Że pobudki są tak niskie?

W artykule Anny Wittenberg na portalu natemat.pl wypowiadają się uczeni. I tak dr Łukasz Jurczyszyn mówi - sklasyfikowałbym działalność tej grupy jako jedną z nowych form przemocy. Przemoc to działanie, które bez przyzwolenia drugiej strony ma wpływać na jej zachowania lub tok myślenia. Jeśli założymy, że działanie 15W08 ma wpłynąć na postawy i kierunki myślenia niektórych grup osób w taki sposób aby całość społeczeństwa miała lepiej, to może ta przemoc jednak ma swoje uzasadnienie. 

Podejrzewam (i mam nadzieję, że się nie mylę), że tzw. klasa bogata czy uprzywilejowana również w głębi swojego rozumu (vel duszy) chce dobra dla całości społeczeństwa. Czyli znamiona przemocy nie występują, bo nie ma braku przyzwolenia na wywieranie wpływu na zmianę kierunku myślenia. Jeżeli jednak zachodzi "brak przyzwolenia" na wpływ osób trzecich na sposób myślenia  grupy "uprzywilejowanej" to dlaczego grupa taka jest właśnie uprzywilejowana. Dlaczego pozwalamy (my społeczeństwo) na to aby elity pozbawione były umiejętności słuchania reszty i kształtowania obowiązujących kierunków z uwzględnieniem wielogłosu? 

Dr Jurczyszyn mówi dalej, że ich komunikat jest niejasny. W tym, co piszą na blogu widać elementy marksistowskie, anarchistyczne, także feministyczne.(...) Wszystko jest lewicowym misz-maszem. I wykazuje się sam zamknięciem na rozumienie nowych postaw, na płynność idei. Żyjemy w czasach misz-maszu, żyjemy w czasach samplingu nie tylko muzyki ale również idei. Jesteśmy w momencie formowania się nowych kierunków społecznych w oparciu o burzliwe doświadczenia XXw. (w tym błędy elit ostatnich kilkunastu lat).

Anna Wittenberg w tym samym tekście powołuje się na postać naszego ulubionego Banksy'ego. Od grafficiarza do artysty. Z tym, że o ile w sensie merkantylnym Banksy "dostosował" się do potrzeb mainstreamu tak jego narzędzia pozostają ciągle w tej samej poetyce. Przywołuje również case Kidulta, którego z kolei środowisko ciągle podejrzewa o działanie czysto prorynkowe, tzn. że jego litery na butikach Paryża były po prostu zamówione (nie wiemy jak było). 

I zostaje jeszcze wypowiedź dr hab. Rafała Chwedoruka - Gdyby ci ludzie chcieli przeprowadzić autentyczną prowokację, mogliby spróbować jak finansowani przez Jimmiego Hendrixa działacze rozrzucać banknoty w budynku giełdy i patrzeć, czy maklerzy odkleją się od biurek i będą je łapać powodowani własną chciwością, czy jednak zostaną przy komputerach. Panie doktorze skąd ta postawa?  Dlaczego Pan mówi co "powinni" i dlaczego mają robić to samo co 40 lat temu? Pokazuje w ten sposób anachroniczny sposób myślenia i sugeruje by bunt był czytelny, dzięki czemu, będziemy mogli go łatwiej kontrolować. My mądrzy i przez to lepsi pokazujemy innym co mają robić (tu się podkładam oczywiście bo na tym blogu sam uprawiam tanie moralizatorstwo często). 

 – Być może działania 15W08 to epilog dla kultury graffiti, która zaczęła się jako bunt przeciwko komercjalizacji publicznej powierzchni, a skończyła jako jej część - mówi dalej Chwedoruk. Kultura graffiti nie wyrosła z buntu przeciwko komercjalizacji przestrzeni publicznej. Kultura graffiti próbowała sama się skomercjalizować udając bunt przeciw komercjalizacji przestrzeni i jej się to w pewnym stopniu udało i weszła do mainstreamu. Ale na pewno się nie skończyła!

Od dziś będę podpisywał swoje posty. Tak mi sugerują wszyscy, którzy już dawno wiedzą, że to ja piszę (!). Te niepodpisane nie będą mojego autorstwa. 

Mateusz Ściechowski





poniedziałek, 28 stycznia 2013

STREET ART vs NAUKA

Zima zima zima pada pada bing. Nie dzieje się nic specjalnie na stricie więc art z public space przenosi się do ośrodków akademickich, by nabrać powagi. W październiku pisaliśmy o konkursie chorzowskiego AGH. Więc już wtedy tzw jaskółka była na rzeczy (super jest być dziennikarzem, bo można tworzyć takie  konstrukcje stylistyczne, o których dadaistom się nie śniło).

W ślad chorzowskiego AGH idzie AGH z Krakowa (uwielbiam panametropolitalne ekipy) i planuje ogłosić konkurs na mural, który ozdobi nowy budynek przy ul. Czarnowiejskiej w którym będzie centrum e-learningu. Może więc wystarczy e-mural. Chcemy oczywiście by mural koncentrował się na tematyce naukowej (...) ma to być miły dla oka, kolorowy element - mówi Bartosz Dembiński, rzecznik AGH (ciekawe czy EWC albo GBR mają swoich rzeczników). Dembiński uważa, że to jeden ze sposobów aby przyciągnąć na uczelnię studentów. Serio? Serio obrazkiem na ścianie przekona ludzi, żeby studiować na AGH? Humanizmem i sztuką namówić umysły ścisłe do nauki?

Dobra, bez sensu jest to pisać wszystko...powtarzać się...zużywać drogie litery...Ale czekamy z niecierpliwością na ogłoszenie tego konkursu, bo pewnie się zgłosimy.


wtorek, 15 stycznia 2013

PRISON FOR NO REASON

O fuck! zakląłem szpetnie gdy przeczytałem na stronie mmpoznań o wspaniałej, wielkodusznej i resocjalizującej niczym zamiatanie chodników w przedszkolach, inicjatywie. Właściwie to mnie to oburzyło, że jeszcze przed przeczytaniem rzeczonego artykułu zacząłem pisać tego posta.

W czasach gdy Poznań karze i prawie obcina ręce wrogom publicznym piszącym swoje krótkie imiona po murach miasta, tuż pod naszym nosem, na naszych oczach dzieją się takie rzeczy. Otóż SW (to nie jest crew z Berilina) - czyli Służba Więzienna - w mieście Poznań - sama postanowiła zatrudnić grafficiarzy aby pomalowali mury spacerniaka. Jak dowiadujemy się z artykułu po burzy mózgu z udziałem przedstawicieli SW i "grafficiarzy" postanowiono namalować - pszczółki.

Jakie, kurwa, pszczółki? Dlaczego pszczółki, co to ma symbolizować takim miejsku jak ZK (zakład karny)?  Czemu nie można było chociażby sprawdzonych myszek i kotków ogarnąć z Katowic (nawet mają infolinię na 0700)? Dlaczego w więzieniu malujemy pszczółki? Miodek? Pasieke? Załamany jestem i mam nadzieję że do tego ZK w Poznaniu nigdy nie trafię. Co to ma dać tym biednym (oczywiście niesłusznie skazanym) osadzonym? Ma im przypominać wesołe beztroskie życie? Czy może żeby zabierali dupe z tego spacerniaka i do roboty jak pszczółki? Nie rozumiem.

....Dobra chyba rozumiem. Chodzi o paski na ciuchach? Że są podobni tak?

Nie dość, że ta tematyka jest jaka jest (no ale dooooobra, nie będziemy przecież malować im tam siekier i kastetów) to jest to taki kicz, że płakać się chce. Tym biednym zdemoralizowanym więźniom naprawdę nie trzeba jeszcze uprzykrzać życia kiepsą pseudo sztuką. Na dużo wyższym poziomie połowa z nich ma dziary zrobione! 

I jeszcze zdanie, cytat z artykułu: Niestety, nie udało nam się ustalić, co o nowym spacerniaku myślą osadzeni aresztanci. Może i dobrze...






czwartek, 10 stycznia 2013

PO CO TO KOMU

Są inicjatywy dobre i złe. Są też inicjatywy potrzebne i niepotrzebne. Z tym konkretnym mam problem. Bo choć (pewnie) dobre to niepotrzebne zarazem. Albo potrzebne, tylko nie wiadomo komu. 

O czym mowa? Ano o kolorowance. 

Zawsze miałem z nimi problem, bynajmniej nie z ich wypełnianiem. Po prostu dziwiła mnie ta moda na zachodzie i zawsze podejrzliwie traktowałem ich obecność na półkach z „Art&Design”.Że niby grafy zatoczyły koło? Wiadomo. Że nic nowego się nie wymyśli? Wiadomo. No więc zróbmy książeczkę ze szkicami... A nie sorry! Te przecież już wydawał Stylefile. Nazwijmy to kolorowanką. Dla dzieci, co nie? 

Naprawdę sądzicie, że to dla dzieci będzie fun? For real? Kolorować czyjeś wrzuty. Ja dziękuję. A może to prowokacja. Bo tytułowe graffkids to, nie czytelnicy, ale autorzy. Chodziło o zabawę, klasyczny skech session? Tzw „fundamentals”? Nie wiem. 

Pytam córkę koleżki: „Co o tym sądzisz?”
- „Jakieś to przaśne”. 

Nieźle jak na dwulatkę. 


niedziela, 6 stycznia 2013

UH NA ZLECENIU. CZYLI NASZA ORYGINALNOŚĆ JEST BARDZIEJ ORYGINALNA NIŻ WASZA.

Długo czekaliśmy na właściwy moment, żeby napisać ten tekst. Tak ważny i osobisty. Coś jak coming out. Dlatego liczymy (hajs), że dorośliście, a forgot to grow up macie za pusty slogan.
 
To już dziś. Pora na laurkę dla nas. Przechwałki (hajs). Jedziemy...

Od dłuższego czasu dostawaliśmy liczne maile, a także tradycyjną pocztę tzw. analogową, w której zwracano się do nas z pytaniami i prośbami o radę - jak w należyty sposób wykorzystać graffiti w świecie biznesu i marketingu. Wiemy, że wielu próbowało podjąć ten temat i poległo nie będąc w stanie udźwignąć ciężaru karkołomnego zadania. O wielu takich próbach pisaliśmy, o wielu jeszcze napiszemy.

Oczywiście mieliśmy opory. Czy się zgodzić? Czy za wiele nie stracimy, czy naprawdę warto?Ostatecznie ulegliśmy. Zrozumcie to dobrze - honorarium było na tyle wysokie, że mogliśmy całą ekipą wyskoczyć do Krasnobrodu na narty, na cały weekend, a jeden z nas mógł wziąć nawet dziewczynę (niestety ponieważ jej nie miał wydaliśmy dodatkową kasę na jedno siedzenie w busie, żeby mieć więcej miejsca na nogi).

Ale do rzeczy. Spośród wielu próśb o wsparcie wybraliśmy tę z Lublina. Uznaliśmy, że możemy zbudować spójną komunikację, znaleźć target i mieć uzasadnienie do działań w kontekście samego miasta, bo przecież tam odbywają się Meeting of Styles i Lubelski Festiwal Graffiti. Imprezy o bardzo oryginalnych nazwach, eventy-symbole dla polskich Artystów Graffiti. (Swoją droga ile ideologii można dopisywać do zwykłych jamów, co nie? Ale o tym później).

Po tygodniach konsultacji, badań rynkowych, zleceniu analiz na grupach docelowych, a także intensywnemu inwigilowaniu środowisk strett-artowo/graffito/szablono/wlepkowo/streetowych zaproponowaliśmy bardzo odważny projekt. Uważajcie i skupcie się: Chcieliśmy aby młodzi fotografowie wykorzystywali jako tło do swoich zdjęć prace graffiti! Wiemy, że dla wielu z was to szok i zastanawiacie się dlaczego nikt z was na to nie wpadł wcześniej. Cóż, tak się dzieje z najlepszymi i najoryginalniejszymi pomysłami - wydają się oczywiste dopiero kiedy widzi się je u innych. Nasi zleceniodawcy byli w równie wielki szoku jak wy teraz. Ale w końcu ulegli sile argumentów.

Na początek ruszyliśmy temat ze znanym fotografem, którego nazwisko na pewno, przynajmniej części z was, coś powie - Sikora. Kiedy do tego dodamy imię nie wychodzi Tomasz Sikora, tylko Sikora Rafał. Ale liczy się nazwisko (i hajs), a nie imię. Zaproponowaliśmy mu, by swoje modelki w bardzo subtelnych i artystycznie wyszukanych pozach sfotografował na tle wrzutów, tagów i obdrapanych ścian. Kontrast chyba jest oczywisty. Delikatność kobiecego piękna zestawiona z siłą miasta i witalnością młodzieży przeprowadzającej swoje nielegalne, artystyczne działania. Projekt spotkał się z tak dużym, pozytywnym odzewem i zainteresowaniem, że zdjęcia z sesji zdjęciowej trafiły na wystawę w lubelskiej Galerii Plaza (hajs), czyli w GalMoku Polski B. Przy okazji możecie zrobić tam zakupy, bo przecież zaczął się sezon wyprzedaży.

Po udanej akcji z Sikorą ruszyliśmy dalej. Dlaczego tylko sesje artystyczne? Niech będą też modowe. Tak powstała ta seria zdjęć: http://bo4go.blogspot.com/2012/08/meeting-of-styles-2012-w-lublinie.html Jak widzicie jest dużo bardziej odważna i niegrzeczna. Na jednym ze zdjęć widać, jak model inscenizuje czynność fizjologiczną na pracę (a może on robi coś innego?). Tak! Postanowiliśmy być niegrzeczni i kontrowersyjni do końca! Proponowaliśmy kilku polskim markom kojarzonym z tzw. streetem wejście w taką sesję ale między innymi Turbokolor i Mleko odmówiły uznając to za nazbyt odważne i zbyt mocno przełamujące schematy. My jednak się nie baliśmy! Zdjęcia te zrobiono na tle ścian powstałych podczas Meeting of Styles, więc jest na prawdę mocno i ulicznie.

Jak widzicie można fajnie i z klasą połączyć graffiti i biznes czy prawdziwą sztukę. I to w tak przełomowy sposób - nawet w 2013 roku! Nie bójcie się pytać i prosić nas o wsparcie - te dwa przykłady pokazują, że Lublin (hajs) znany dotychczas głównie z Beaty Kozidrak (hajs) i Budki Suflera (hajs) może stać się naszą stolicą graffitografii, czyli połączenia graffiti z fotografią reklamową lub artystyczną. Na oryginalność nigdy nie jest za późno.

Nasze konsultacje w Lublinie zaowocowały kilkoma rewelacjami, o których już niebawem. No chyba, że ktoś się wykupi (hajs).







sobota, 5 stycznia 2013

PLAC im.

Są różne sposoby czytania i rozumienia historii. Zarówno ze strony interpretacji faktów jak i traktowania historii tylko jako dokumentacji. Można gest nazywania ulic rozumieć jako polityczną deklarację, albo jako dokumentację historii. Można upamiętniać miejsca nie nadając im rangi nagrody za zasługi czy miejsca składania hołdu jakiejś postaci historycznej. 

Warszawskie SLD zaproponowało by jedno z rond w centrum nazwać imieniem Edwarda Gierka.

Jakkolwiek uważam, że stawianie nowych pomników postaciom negatywnym czy trudnym (jak chociażby Dmowski) nie jest najlepszym sposobem, tak ich wyburzanie lub zmiana nazwy nie zawsze ma jednoznaczny wymiar. Przypomina mi się historia obecnego placu Piłsudskiego, przed rokiem 1990 Placu Zwycięstwa, dawniej Adolf Hitler Platz, a wcześniej Placu Saskiego z rozebranym w latach 20 XX wieku okazałym Soborem prawosławnym. Tu sterowanie historią przy pomocy miasta następowało, zarówno przy rozbiórce soboru jak i przy późniejszych zmianach nazwy, z podobnych pobudek, ale miało różny wydźwięk.

Historia współczesna (ta żywa w naszych umysłach i sąsiadach) w Warszawie, mieście nią przesiąkniętym, zjawia nam się pod różnymi postaciami. Od tablic upamiętniających rozstrzelania, przez old-stylish pomniki, po murale okolicznościowe. Każda z nich przekazuje nam treść. Czasem ważną czasem wzniosłą, a czasem tylko patetyczną. Dlaczego więc nie mogą mieć wydźwięku żartobliwego lub pointującego niczym palma Rajkowskiej? Okolice dworca centralnego są jak najbardziej gierkowskie, przypominają czasy taniego prestiżu lat 70. Rondo Gierka, pokazałoby dystans do historii i było kontrapunktem dla ronda de Gaullea z ka-ce (nie wiem jak się w końcu nazywa ten obiekt teraz) i palmą podsumowującą pierwsze dziesięciolecie po transformacji. Zaraz przypomniały by się wierszyki z cukierkami i weszły inne nazwy potoczne. Z resztą miejsce samo w sobie jest mało ciekawe - samochody, estakada, światła, hałas, ciasno. Miejsce nie jest reprezentacyjne. Pomimo świetnej architektury Dworca Centralnego czy sąsiedztwa skyscraperów rondo to ma funkcję wyłącznie komunikacyjną dla transportu kołowego, przy czym piesi sprowadzeni są pod ziemię. Poważniejsi czy ważniejsi potencjalni patroni nie byliby pewnie zachwyceni taką lokalizacją, a Kazimierz Górski (poprzednia propozycja SLD) wolałby pewnie stadion, albo ośrodek sportowy. Inżynier Gierek (bo przecież przeważnie występował w kasku lub z kaskiem w dłoni) nadaje się jak ulał, pasuje jak szalunek.

Ale nie wierzę politykom. Nie sądzę aby mieli podobne do moich pobudki. Myślę więc, że to nie jest przemyślana decyzja radnych SLD tylko partykularny gest mający przełożyć się na wyniki z lokali wyborczych.

Za mało true schoolu jak dla mnie.


piątek, 4 stycznia 2013

SZALONE KOMARY

Teoretycznie znaleźli się w naszym rankingu, ale do tej pory było o nich cicho. Madmosquito to ekipa z Kielc i jak na scyzoryków przystało są prawilni do bólu i sztywniutcy niczym wykrochmalone kołnierzyki na komunię. 

Dla mnie osobiście to jest odkrycie roku (tak już dziś po niecałych 4 dniach!).  Madmosquito mają fanpage na fejuniu i mówi o tym 6 osób. Czym tak nam podpadli, czym się wkupili w łaski naszego rozbuchanego ego? Przede wszystkim świeżym miejskim, z miejskiej kasy muralem z Kielc. Jak donosi portal mojemiasto: Niesamowicie wypiękniała ulica Warszawska od strony kieleckiego Rynku......Grafika tu umieszczona zachęca do odwiedzenia zabytkowej części miasta. Mural został ukończony w ostatnich dniach. Zobaczcie jak pięknie zdobi centrum....

No dobrze, trudno się nie zgodzić z niektórymi stwierdzeniami. Jest niesamowicie - tyle, że niesamowicie źle, mdło i bezpłciowo. Dalej robi się wątpliwie. Umieszczona grafika (dobrze, że jest napisane "umieszczona") na pewno nie zachęca do odwiedzenia zabytkowej części miasta. Nie polecam, fioletowe kamieniczki, wzgórza, latające papugi. Sen chorego scenarzysty. Ciekawe co ćpali na podnośniku, bo po browarach maluje się inaczej (prawda Mariusz?). 

Złe komary kręcą też wideo. Mają sporo polotu i radosnego podejścia do życia. Dla przykładu cytuję: W natłoku wszelakich spraw i obowiązków prawie o tym zapomnieliśmy ... Nasza realizacja z sierpnia tego roku dla gabinetu "Vena Stomatologia" specjalizującego się w implantach i nie tylko. Jak do dentysty to tylko tam! Pan Bogdan wie co robi a przy tym to mega wesoły człek z zajawką... Ps. Wczoraj skończyliśmy mural więc niedługo wam go pokażemy za pomocoą video które udało nam się ukręcić podczas malowania...Stay tuned! Panie Bogdanie! Gratulacje. Dzieki Panu i komarom kolejne pokolenia scyzoryków nie będą wiedzieli co to jest estetyka, smak itd. Chyba, że mówimy o dobrym smaku implantów.

Dla osób zainteresowanych grafiką użytkową polecam gorąco logo "gruby kot" autorstwa tychże mosquitieros. Mamy również nadzieję, że 2013 przyniesie nam dużo radości.

 



czwartek, 3 stycznia 2013

TO JEST RANKING

To jest ranking. Prosto z ulicy. Krótko i na temat. Głowić się nie będziemy, ani życia na bogato wstydzić. Ten ranking jest i jest obiektywny*.

NOMINACJE

Twórca roku.
1. M-City: za murale bez treści (http://www.youtube.com/watch?v=2cPspOhTh1A) (55:03)
2. Artur Wabik: za treść bez murali (http://www.youtube.com/watch?v=2cPspOhTh1A)
3. „Artyści światowej sławy”, jako ciało zbiorcze: za ckliwe czołówki i duże wierszówki (nominacja także w kategorii „cytat roku”).

Dzieło roku
1. Paczkowski Dariusz „Nikt nie rodzi się bohaterem”:  za kreatywne podejście do tematu (http://www.eastnews.pl/pictures/subject/id/01021983/section/news)
2. Swanski&GoodLooking „Garażu wielopoziomowy w centrum miasta zrobię z Ciebie największy mural w świecie”: za komentki i gratki. Mua* http://sphotos-d.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-snc6/264837_410717838985796_1488652450_n.jpg
3. MADMOSQUITO „Sześćdziesiąt tysięcy złotych”: za debiut roku, pompę roku, projekt roku. http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article?AID=/20120921/POWIAT0104/120929776

Człowiek roku
1. Marcin R: za rzetelność i wiedzę. Za Marketing i Zarządzanie.
2. Wabik Artur: za ducha, dobre słowo, chęci i skillsy. Za nienaganne prowadzenie. Się.
3. Bonksy: za to, że jest (http://sosm.pl/wp-content/uploads/2012/10/18AMS_082-1.jpg)

Produkt roku
1. Absolut: za klimat tej fotki, foteczki http://grafik.rp.pl/grafika2/958072,1028509,16.jpg
2. UH, za sprawne rozliczenie przelewów od Desy i Rempexu. Wykorzystanie dotacji z MKiDN. Za wywiązanie się z umów sponsorskich z Polsatem.
3. NeSpoon Collection - za wielopłaszczyznowy przekaz, szczerość wypowiedzi artystycznej. W Polsce i Europie. http://nespooncollection.blogspot.com/


Marszand/Kutator Roku
1. Joanna Dziewulska, bo: „Osobnego kierunku przygotowującego do zawodu marszanda w Polsce nie ma. - Trzeba mieć dużo zainteresowań i przede wszystkim znać się na sztuce - radziła potencjalnym kandydatom”.
2. Michał Be., za swój wkład w umowę Os Gemeosów z Luis Vutton „wiem wiem, wiem już od sierpnia. Poniekąd dołożyłem do tego swoje 3 grosze, drukując, skanując podpisaną i wysyłając do NY umowę z Louis”.
3. Znowu On: bo „Sztuka w przestrzeni publicznej, w szczególności zaś wielkoformatowe malarstwo naścienne, stanowi ogromne wyzwanie dla każdego twórcy. Spektakularna realizacja w tej domenie może zapewnić zainteresowanie mediów, uznanie krytyków i ustalić kierunek dalszej twórczości.”. Galeria Krakowska inspiruje, wyznacza nowe trendy i jest otwarta na nowoczesną sztukę.

Nazwa roku
1. „Cały ten street art”: za to, że akurat tam był cały.
2. „Sztuka chłodzenia”: za naprawdę potrzebną inicjatywę „Połączenie sztuki z przedmiotami codziennego użytku. Zamiast płótna, lodówki...”
3.  Wall Street Festival 2012 - Festiwal Sztuki Ulicznej w Świętochłowicach za proporcjonalność nazwy i konsekwentny program” „Bębniarze, szczudlarze, teatry uliczne, finaliści programu „X Factor” - Gienek Loska oraz „Mam talent”- Tomek Nieradzik, Molo i Frodo oraz wielu innych artystów...”


LAUREACI 2012


Twórca roku - Nagrody nie przyznano.

Dzieło roku - Wściekle pijane MOSQUITO

Człowiek roku: http://pl.wikipedia.org/wiki/Artur_Wabik (jednym kosmykiem włosów przewagi)

Produkt roku: Kolekszyn

Marszand/Kutator Roku: Człowiek, który pokolorował Łódź

Nazwa roku: Ex aequo


Wyróżnienie: Festiwal Roku 2012...

.... Polska za największą liczbę szitart festynów na Ziemi.



Wszystkim wyróżnionym szczerze gratulujemy.

*Rozesłaliśmy 1003 ankiety do polskich artystów i krytyków sztuki ulicznej. Z uwagi na to, że zarówno artystów jak i krytyków można zliczyć na palcach jednej ręki, każdy z nich otrzymał po około 200 ankiet.


środa, 2 stycznia 2013

ZASŁYSZANE

Zasłyszałem ostatnio w polskimbusie z Wrześni do Białogardu, gdzie jechałem po słoiki, taką oto rozmowę.
A: tyy, a te typy to są lamusy trochę jednak chyba. ich gest jest bardzo ciekawy, ale nie czaję pobudek do końca. 
B: nie no, nie podważam tego nawet. czytałem wywiad z nimi kiedyś i tak dalej. żenujące to jest opór. ale chodzi mi o wyrok i podejście, ciekawa opinia w tym tekście. samym gestem nie jaram się pod żadnym względem. i to raczej dla mnie jest "zauważanie" na siłę. 
A: dokładnie. takie rzeczy można chyba robić, jak sie już jednak cos osiagnelo, coś się ma do powiedzenia, a nie, że sobie wymyślili niepewną gadkę o yellowizmie i teraz pffff! tagują sobie. nawet ciuchy mają takie na rapie troche. hehe.
  
Potem dopiero trafiłem na artykuł na Obieg.pl o słynnych już Yellowistach i o tym, że jeden z nich za "potagowanie" obrazu Rothki został skazany wyrokiem sądu na dwa lata więzienia. Sam artykuł bardziej skupia się nad mechanizmem instytucji kultury w odniesieniu do "trudnych" sytuacji angażujących materialne dzieła sztuki i nad wysokim wyrokiem sądu. 

Mniejsza o to. Od samego początku coś mi w tym "żółtym" nie pasowało. Może za wysokie progi na poziom UH. A może tu się jednak nic nie klei. Dwóch kolesi próbowało znaleźć uzasadnienie dla pełnej wolności zachowań i działań. Nie byli pierwsi. Ale za ich akcją, poza manifestem nie kryje się nic. Ten manifest spełnia tylko rolę manifestu, nie proponując nic w zamian. Przyrównywanie w artykule na Obiegu przypadku Umańca do Pussy Riot, może tylko mieć sens jeżeli mówimy o technicznych stronach całego procesu (od wydarzenia do skazania). Natomiast nie możemy ich stawiać obok siebie od strony wartości merytorycznej. Yellowizm nic nam nie oferuje. Nawet Olbrychski atakujący szabelką wystawę Naziści Uklańskiego miał coś do powiedzenia. 

Niejasno napisane odezwy i komentarze, brak konsekwencji i logiki w tekstach Łodygi nie stawiają yellowizmu na półce koło Marksa, którego chcieliby yellowiści nawet nie tyle mieć za sąsiada, co go raczej zastąpić. Próbują spłaszczyć do odbioru zerojedynkowego sztukę po raz kolejny - to co już dada i suprematyzm zrobiło kilkadziesiąt lat temu. Spłaszczanie poza obiektami również kontekstów ociera się o faszyzm czy bliższą naszej kulturze urawniłowkę. Zrównanie wszystkiego do żółtego jest doktryną nakazową i niestety nie znajdzie zrozumienia w świecie postliberalnym i po-modernistycznym, pełnym indywidualnych oczekiwań, ale poruszających się według tego samego kodu kulturowego. Ich gesty i słowa trafiają do wąskiej garstki ludzi, którzy interesują się sztuką. Do ludzi o podwyższonej wrażliwości, którzy jednak (tak wynika z wypowiedzi nt yellowizmu) nie znajdują w nich wartości dodanej, nawet abstrahując od "zniszczenia dzieła" Rothki. Cała ludzkość, do której próbują dotrzeć, otrzymuje na ich temat jedną informację (jeżeli w ogóle jakakolwiek do niej dociera) - wandal pomazał, został złapany, został skazany. Koniec. "Homogeniczne masy", do których się odwołują nawiązując do Marksa, są poza zasięgiem ich działań. A wprowadzanie do tego koloru żółtego (nie mówiąc o fiolecie, który się pojawia już tylko po to żeby namieszać jeszcze bardziej) jest już chyba tylko po to aby odwieść uwagę od głupoty tej całej teorii. Umaniec z Łodygą nie mają celu, nie chcą demaskować strasznych szponów instytucji sztuki czy zadzierać z prawem. Umaniec swoim gestem na obrazie Rothki i wcześniejszymi interwencjami nie pokazuje nic, poza tym, że się podpisał. Fajnie. Z tymże każdy wie, nawet writerzy to wiedzą (ba! nawet toy'e), że tagowanie po wszystkim i wszędzie jest bez sensu. I nie dlatego, że jest niebezpieczne (również w kontekście łamania prawa), tylko dlatego, że jest bez sensu.

Jak długo by się nad tym nie zastanawiać to pokazali fucka artystom (też tym miernym czyli nieartystom), pokazali fucka instytucji i na koniec sobie samym. Ich działania są intuicyjne, a ta ich niestety zawodzi. Yellowizm próbował powstać (bo już raczej nie powstanie) jako artystyczne wytłumaczenie dla wszelkich działań i zachowań. A może wystarczyło powiedzieć: Bo tak mi się chciało. Robię to co mi się podoba i mam was w dupie. Wyrok byłby ten sam.