sobota, 29 grudnia 2012

AUTOMURAL

Zapomnieliśmy już o leżącym w rogu salki wystawowej V9 tlącym się ze wstydu egzemplarzu Polskiego Streetartu. Zapomnieliśmy o jego kontynuacj - PSY2 (niestety bez rewelacyjnego Bogusia Lindy, który przeszedł na ciemną stronę mocy i reklamuje paramedyki dla starców), o opasłym tomie leżącym teraz gdzieś między bobmingiem (tłum. pudełko na bombki) a pudełkiem zapałek. Mamy ciągle w rękach świeży numer Concreta przybliżający nam do znużenia wschodnią scenę graffiti i to nie koncepcyjny niuskul, ale tradycyjne wrzuty, których nikt by nie zauważył gdyby nie wydawnictwo ze wschodu.

Niedawno dostaliśmy do naszych rąk również publikację podsumowującą działanie grupy szablonistów skupionych wokól "szablon dżemu". Skromnie i bez zadęcia. Robią swoje. Z niecierpliwością oczekujemy Graffiti Goes East czyli podsumowania ostatnich dwudziestu paru lat writingu w Polsce - tego właściwego graffiti a nie tego o którym pisze Rutkiewicz w książce Graffiti w Polsce. Czekamy na kolejne graff magazyny, czyli Addict i drugi numer CAPITALA, ale to tematy niszowe raczej.

Rynek wydawniczy książek z obrazkami jest równie marny jak tych z literami do czytania. Albumy o graffiti, street arcie, przestrzeni publicznej czy różnych subkulturach miejskich sprzedają się przed świętami a potem kurzą się na półkach. Pozycje muszą być naprawdę ciekawe i elegancko podane, aby warto było do nich wracać.

Mimo wypieków na osmalonej Polskim Street Artem twarzy zaczynamy się już wiercić na samą myśl o styczniowej premierze. Otóż światło dzienne (ukrywana skrzętnie w czeluściach facebooka) antologia/tomisko/epopeja czołowego twórcy streetartu narodowo-katolicko-wyzwoleńczo-martyrologicznego - Rafała Roskowińskiego - Autoportret z Muralem. Dzięki rewelacyjnej informacji w sieci o książce nie wiadomo nic. Sądząc po tym, że jako autor na okładce jest wymieniony sam twórca Rafał Roskowiński, możemy się domyślać, że książka nie tylko jest autoportretem ale również może zawierać wątki autobiograficzne. Więc może się dowiemy jak Rafał przeszedł z polski A do polski B, jak jego świat zmieniał się wraz ze zmianą tematyki na muralach, wraz ze zmianą zleceniodawców i popleczników.

Czekamy z niecierpliwością, bo poza rzeczywistymi walorami estetycznymi początkowej twórczości Rafała może dowiemy się czegoś więcej, bo jak narazie Autoportret z Muralem staje się żywą legendą i już jest klasykiem w naszej biblioteczce.






poniedziałek, 17 grudnia 2012

ZARZĄD ZARZĄDZIŁ

Przepraszamy, za chwilową przerwę, ale poprzedni wpis był wpisem setnym, a w umowie sposnorskiej z adidasem mamy zapisane, że po stu postach możemy pojechać na urlop. Oczywiście nigdzie nie pojechaliśmy, bo u nas w Sierpcu tyle się dzieje co na dworcu w Kutnie. Tak więc wracamy. Zajmiemy się dziś znowu graffiti. Tzn graffiti takim, które wszyscy lubimy, którego trochę się boimy i którego podskórnie większość z nas chciałaby się pozbyć. Graffiti, które szpeci, które zajmuje nieswoje tereny, graffiti które pojawia się w miejscach niedozwolonych. Mówimy o klasycznym ulicznym liternictwie, tagach, wrzutach i bombach (pomijamy temat kolejek, bo miastu tu niewiele do niego).

Kilka lat temu, tuż przed nastaniem jaśnie nam w Warszawie panującego i zbierającego odpowiednie brawa i pociski festiwalu Street Art Doping (SAD), Zarząd Dróg Miejskich (ZDM) - właściciel wielu ścian, murów oporowych czy  filarów - postanowił przeznaczyć część swojej betonowej bazy pod graffiti. ZDM wraz z wtórującymi mu założycielami SAD objawił światu metodę na walkę z graffiti (z tym złym graffiti - które sika na murki i ściga się w ilościach i wielkościach pozostawianych śladów). Otóż wpadnięto na pomysł, że więcej wolnych (czyt. uwolnionych od ręki właściciela) ścian powstrzyma falę bezmyślnych tagów i wrzutów zostawianych przez złych chłopaków w podwiniętych spodniach. Te parę lat temu dziennikarze zadawali te same pytania, które zadawali jeszcze wcześniej i które zadają do tej pory. Czy graffiti to sztuka czy wandalizm. Próbowaliśmy ich przekonać, że to drugie, ale widać nikt nie chce słuchać. Graffiti to nie jest coś co można ustawić, zinstytucjonalizować i potem zarządzać. Od tego jest street art, który nawet nie tyle się zinstytucjonalizował co po to właśnie powstał. Powstał by podjąć komunikację z miastem,  by podjąć temat poza granicami walki z systemem. Street Art powstał by się sprzedawać, by być ładnym i by robić projekty. Graffiti powstało by być. Tylko tyle. 

Swoją drogą ciekawe czy ścianami na Rondzie Sedlaczka zarządza na podstawie starej umowy z ZDM fundacja "do dzieła" zajmująca się organizacją SAD, czy może można malować free graffiti na rzeczonych filarach. 

ZDM zarządza i nie wie, że tylko dolewa oliwy do ognia. Legalne ściany do graffiti to nie tylko fajna inicjatywa. To również podsycanie i podbijanie zajawki. Dużo miejsc do graffiti znaczy więcej graffiti. Legalne ściany to miejsca szlifowania umiejętności, które można wyeksportować poza wyznaczone miejsca. Legalne ściany to miejsca, w których lokalni fejmowcy mogą zabłysnąć skillsami i zaproponować miecz zamiast piłki setkom chłopców w kapturach, którzy swoje pierwsze szlify będą zdobywać nie na legalach, gdzie wiadomo, że rządzą starsi, tylko na klatkach schodowych i elewacjach swoich osiedli.

"Guma do żucia - papieros" nigdy nie będzie tym prawdziwym szlugiem.




czwartek, 6 grudnia 2012

ZA WOLNOŚĆ. cd.

Pod wczorajszym postem pojawił się taki oto komentarz - ciekawe czyją ręką pisany.

Limitowana edycja Absolut Polakom będzie szeroko dostępna. Dystrybucja obejmie wszystkie sieci handlu nowoczesnego i oczywiście handel tradycyjny. Wspierana będzie silnie w punktach sprzedaży poprzez standy, shelfstoppery, mini ekspozycje na półkę, maty ladowe i inne. Sugerowana cena detaliczna w hipermarketach: 39,99 pln za 0,7l.
 
Nie mamy w zwyczaju usuwania komentarzy. Może dlatego, że pojawiają się tak rzadko, że je bardzo cenimy. Ale z tym mieliśmy problem. Ale już nie mamy. 

Ten komentarz tylko podkreśla to o czym pisaliśmy i co czuliśmy przy tym tekście. Że to ściema. Że to całe gadanie o „uhonorowaniu”, „narodowych wartościach” „dumie” i „naszym największym problemie „czyli braku dystansu”, Paweł, to ściema. Słowa puste jak bańki mydlane. To reklama. Chamska prymitywna reklama z koncepcją opierającą się na haśle „no to za wolność”! Nic więcej niż wyciąganie kasy na wzniosłe ideały. I kiedy robi to firma robiąca buty czy koszulki, tzn, kiedy wmawia nam, że w tym będziemy lepsi czy ładniejsi, to ok. To gra i wszyscy w nią gramy. Ale to - „akcja wolność” - to zwykła blaga. Prymitywna i niefajna. I ten komentarz to pokazuje. W taki prosty i wulgarny sposób. Nie łatwiej było absolutowi po prostu nakleić biało - czerwoną flagę na butelki. Może mieli by niższe koszty promocji, a też mogliby powiedzieć, że postanowili nas uhonorować.




środa, 5 grudnia 2012

WOLNOŚĆ, KOCHAM I ROZUMIEM. WOLNOŚCI ODDAĆ NIE UMIEM.

Ale mogę ją kupić. Pod choinkę. O,7 litra. 40% wolności.

Są takie symbole, słowa, czy gesty, które zapadają nam w pamięć. Stają się czymś więcej niż tylko chwilowym wyrazem emocji. Stają się symbolem, ucieleśnieniem idei. Wizualną definicją haseł, ruchów czy nadziei i tysięcy czy milionów ludzi. Dla mnie czymś takim jest V- gest ze schowanymi trzema palcami dłoni i wyprostowanymi dwoma. Ten prosty gest będący symbolem zwycięstwa idei, triumfu ludzi i ich nadziei zapadł mi w pamięci. Zawsze będzie mi się kojarzył z Lechem z wąsami w swetrze i z wielkim długopisem, niezależnie od ocen tego człowieka, on sam i jego gest stały się symbolami- zwycięstwa i wolności. Nawet system komunistyczny ustami Jerzego Urbana powtarza, nienawidził tego gestu do tego stopnia, że powtarzał odnośnie V, że jest to "Litera, której nawet nie ma w polskim alfabecie".

Teraz odkryłem, że to co miałem za ideę i symbol jest świetnym nośnikiem reklamy. Właściwie nie powinno mnie to dziwić. W naszych czasach prądy, trendy, zjawiska kultury i sztuki stawały się nośnikami treści marketingowych. Pod płaszczykiem fajności pozwalano nam kupić wizję siebie, fajniejszego, ładniejszego, zdrowszego, mądrzejszego bardziej kulturalnego. Już kilka lat temu miałem przeczucie, że korporacje zaczną sprzedawać idee. I nie chodzi tu o wykorzystywanie słów opisujących idee, tylko o nie same. O to, że niedługo ktoś będzie miał monopol na miłość, wolność, że ktoś kupi sobie kolory lub myśli. Jesteśmy niedaleko. Absolut nawet idzie krok dalej - pisze, że marka postanowiła nas Polaków uhonorować „pierwszy raz w historii”. Uhonorowanie sprowadza się do umieszczenia gestu/ symbolu ( takiego samego jak napis Solidarność tylko, że nie chronionego prawami autorskimi na swojej butelce). Butelce wódki. Jak na ironię chlanie na umór z wolnością kojarzyło mi się tylko do jakiejś 3 klasy liceum (chociaż kolega obok się nie do końca z tym zgadza), a panom których mijam z rana z czerwonymi nosami pod sklepami z alko butelki raczej na pewno nie kojarzą się z wolnością. Chociaż tu mogę nie mieć racji. Patrząc na tę reklamę poczułem jakiś wewnętrzny zgrzyt. Nie chodzi o patetyzm narodowo-patriotycznych haseł. Raczej o to, że 30 lat temu młodzi ludzie pokazujący ten gest na demonstracjach szli siedzieć, a jakiś opresyjny system starał się ich pozbawić tej magicznej wolności. Teraz natomiast ma to być fajny wabik, żeby się nawalić. Dla wolności? Za wolność!!!!

OK, dlaczego o tym piszemy? Bo autorem projektu jest Swanski, który gościł u nas już kilkakrotnie. I cała sprawa ma dwie strony, a może jeszcze kilka? O pierwszej już napisaliśmy, a teraz druga. Miło, że rodak trafił do projektu realizowanego od 1986 roku. W światowej odsłonie projektu brali udział Warhol, Haring, Kenny Scharf czy Vik Muniz (oczywiście mówimy o seriach międzynarodowych, a nie lokalnych takich jak Polska, których było zdecydowanie więcej). Jednak fajnie, że dział marketingu Absoluta dostrzegł Swanskiego. Nie mamy nic przeciwko temu, że Swanski zarobił pieniądze na swoim talencie, nie róbmy zarzutu z tego powodu, że współpracuje z korporacją- nie widzimy w tym nic złego. A zresztą nie ma nic lepszego niż zarabianie tym co się kocha robić, a Paweł pewnie kocha rysować. Powodem dla którego napisaliśmy tych kilka słów jest niesmak kiedy patrzymy na reklamę wykorzystującą symbol wolności po to, żeby sprzedawać coś co ma niewiele z nią wspólnego. Oczywiście to nasza opinia, do której mamy prawo, a wy macie prawo się nie zgadzać. Dlaczego? Bo WOLNOŚĆ to coś więcej niż 40% w 0,7 litra.

ps. Tak dla porównania. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy na mieście zobaczyliśmy naklejki Swanskiego z V i napisem "wolność", Forin odpalił swój projekt Wolność. Jakby to powiedzieć wolność wolności nie równa.

I było by wszystko w porządku, gdybyśmy ten tekst zakończyli. Jednak po ostatnich rozmowach w redakcji i poza nią doszliśmy do wniosku, że może by zacząć próbować rozmawiać i pytać o zdanie na temat różnych wydarzeń i akcji artystycznych samych artystów, kuratorów czy marszandów. Idąc tym tropem wysłaliśmy Swanskiemu pytania. Szkoda, że nie widzieliście pierwszej odpowiedzi. Chyba się momentami rozminęliśmy z clue tematu i samej krytyki. W zamian w końcu dostaliśmy dopracowane odpowiedzi, pełne sformułowań z działu marketingu.
- Jak doszło do tej współpracy i dlaczego to poszło w takim kierunku. - mam na myśli - jak do tego doszło i czy były długie rozmowy, w których "negocjowaliście" efekt finalny projektu?

SWANSKI:
Firma Absolut zaprosiła mnie do współpracy i zaprojektowania butelki odnoszącej się do naszego narodowego ducha. Wspólnie zdefiniowaliśmy te cechy jako niezależność, indywidualność i nie poddawanie się. A przede wszystkim to z czym Polacy są kojarzeni na świecie czyli wola walki o wolność, którą ostatecznie wygraliśmy. Nie braliśmy pod uwagę cliche na nasz temat jakie krążą po świecie, najważniejsze dla nas były te pozytywne cechy. Nie było żadnych negocjacji, nie były potrzebne w tym przypadku.

- Kto postanowił "podszywać" się pod kampanie społeczne nawołujące do odpowiedzialnego obywatelstwa itp. - może jestem nie doinformowany, albo niewiele widziałem - ale mam wrażenie, że do tej pory projekty wykorzystujące symbolikę dłoni pokazującej V dotyczyły postaw obywatelskich, namawiania do głosowania lub były projektami czysto artystycznymi i niekomercyjnymi.

SWANSKI:
Nie wiem w jakim kierunku celujesz to pytanie, bo tak jak ty nie wiem kto i kiedy chciał się pod takie kampanie podszywać. Jeśli mówisz o kampanii Wybieram.pl to ja byłem autorem towarzyszącej jej oprawy graficznej. Więc jeśli się odwoływałem albo cytowałem to samego siebie, jeśli masz na myśli podobieństwo.
V to jest symbol nie tylko związany z Lechem Wałęsą, czy Solidarnością, to symbol historyczny ale tez głęboko zakorzeniony w popkulturze. Polacy nie mogą uzurpować sobie wyłączności do niego, ale z drugiej strony V symbolizuje to co dla nas ważne - wolność i zwycięstwo. To jest nasz wkład w historię Europy i świata. Mieliśmy założenie odnieść się do tego ducha a nie naszego folkloru czy czego innego.

- Czy biorąc udział w tym projekcie świadomie narażałeś się na posądzenie o kontrowersyjność i czy nie uważasz, że butelka wódki nie musi symbolizować wolności (tym bardziej w odniesieniu do historii).

SWANSKI:
W naszym kraju nie trudno narazić się na kontrowersyjność. Kompletnie brak nam dystansu do samych siebie, gdy jednocześnie oczekujemy go od wszystkich innych. Oczywiście w pełni świadomie projektowałem tę butelkę. Tak jak przy innych projektach, zdawałem sobie sprawę, że narażę się tym którzy twierdzą, że jako jedyni dzierżą prawo do decydowania co dobre a co złe (mamy nadzieję, że to o nas - przyp.red.). Butelka wódki nie symbolizuje wolności, to produkt. Jest to medium, powielane jak grafika w ustalonej ilości egzemplarzy. Odbiorcy są uczciwie poinformowani, że marka Absolut zaprosiła do współpracy artystę/projektanta, który wyraził siebie i koncept na opakowaniu jakim jest butelka. Ale całość to wspólny koncept, i biorąc pod uwagę historię firmy nie czułem sztuczności w tym działaniu. Dla mnie osobiście i zawodowo butelka wódki Absolut kojarzy się z od moich wczesnych lat z super kreatywnym podejściem do marki i jej promocji. Dotychczas współpracowali z Absolutem tacy artyści jak Ron English, Spike Lee, Jamie Hewlett i wielu innych którzy mnie ukształtowali swoja pracą na innych polach. Projektując swoją butelkę stanąłem z nimi w jednym rzędzie, i gwarantuję Ci, że nie czuję wstydu. Jednocześnie Polacy powinni się z tego cieszyć, jak najbardziej czując dystans, bo nikt nie twierdzi ze stworzyliśmy dzieło narodowe w stylu "Bitwy pod Grunwaldem" po prostu zrobiliśmy butelkę Absolut Polakom, jak Absolut Brooklyn czy London itd.

- Czy użycie V to był Twój pomysł czy działu marketingu?

SWANSKI:
To mój pomysł, jeden z kilku które przygotowałem. Klasycznie jak przy tego typu projektach, miałem wolna rękę. To zwykle jest podstawa mojej pracy z dużą marką. Nie mogłem obrażać uczuć religijnych itd, a merytorycznie nad konceptem pracowaliśmy wspólnie.

- Czy uważasz, że to jest rzeczywiste uhonorowanie Polaków? - chodzi mi tu o to, czy uważasz, że Absolut jest w ogóle w stanie uhonorować. Wg mnie to jest jakieś nadużycie. My producent wódki - chcemy cię nagrodzić marny człowieczku.

SWANSKI:
Tu właśnie dochodzimy do sedna sprawy. To jest to co zawsze będzie stało na drodze budowania przez nas dojrzałego społeczeństwa. Co trzeba by zrobić żeby to w końcu uhonorować? Postawić pomnik wielkości pałacu kultury? Ale jeśli tak to czyj, bo tu tez byłyby spory. Absolut zrobił to co robi na całym świecie, i to jest w tym projekcie piękne. Nie jesteśmy pierwszymi, przed nami było mnóstwo innych projektów, często trudniejszych może i bardziej kontrowersyjnych. Były Chiny, było San Francisco i sprawy mniejszości lub w przypadku tego miasta większości seksualnych. A Ci którzy w sercu są małymi człowieczkami, zawsze będa tak to odczuwać. Ja jestem zadowolony, zrobiłem wszystko co moglem żeby ten projekt był dobry, nie zrobiłem nic przeciwko sobie, i nigdy nie ukrywałem, że jest to projekt komercyjny. Jednak ma prawo nieść ze sobą przesłanie. W tym przypadku V to nie tylko wolność, zwycięstwo itd. To pokój i zgoda, która ma nam pomoc zbudować dojrzałe społeczeństwo. To jest ogromna odpowiedzialność i trudność, moim zdaniem większa niż walka z komunizmem. Trudniej jest budować niż niszczyć, nawet jeśli wcześniej niszczyło się system w dobrej sprawie. Nasz kraj potrzebuje silnej wspólnoty, a nie zastanawiania się nad tym czy ktoś zbudował nam wystarczająco duży pomnik.

No więc tak to wygląda. Swanski pięknymi zdaniami nam o tym opowiedział. Jednak mimo wszystko forpoczta projektu jakim były naklejki wolność (na których nie było śladu o marce absolut) mogły wprowadzić w błąd a jego efekt koniec końców mógł rozczarować. Wartości warto pielęgnować a nie nagradzać je materialnymi obiektami - czy to będzie pomnik (sic!) czy butelka wódki. Ideę można uhonorować tylko nią samą. Codziennym działaniem i właśnie w ten sposób można zbudować społeczeństwo obywatelskie. Nie potrzebujemy do tego marek i projektów. Nie wydaje nam się aby wódka i butelka z rysunkiem zdolnego artysty miała prawo podpinać się pod idee i ruchy społeczne o zdecydowanie odmiennych celach. Nie uzurpujemy i nie chcemy by ktokolwiek przypisywał sobie prawa do gestów jakimi są V czy inne symbole, ale nie chcemy by pod płaszczykiem wartości i niejako z ukrycia ktoś nam sprzedawał wódę. Jesteśmy dorośli nie damy się nabrać.





wtorek, 4 grudnia 2012

MAKE YOUR MARK IN SOCIETY

Idąc za hasłem wprost z nowojorskiego burmistrzostwa początku lat 80 "make your mark in society, not on society" 19 latek z Gdańska postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Tvn pokazał młodzieńca samotnie walczącego z graffiti. TU LINK.

Jest wiele prób rozwiązań kwestii graffiti i wandalizmu. Zawiązują się grupy sąsiedzkie, koła wspólnot mieszkaniowych które z własnej inicjatywy, często za własne pieniądze usuwają tagi i wrzuty. Są ludzie, którzy maniakalnie zrywają nielegalne plakaty i ulotki, są i tacy, którzy wrzucają niedopałki do śmietnika (są też ci którzy je zbierają). Można wyznaczać nagrody za złapanie grafficiarza, można też karać właścicieli budynków za pomazane elewacje. Są też jednostki policji specjalizujące się w ściganiu graffiti.

Można w końcu próbować ich ścigać i poznawać samemu. The Lonely Avenger. Czy pokazywanie tego człowieka w telewizji (nawet jeżeli ma zakrytą twarz i zmieniony głos) jest dobre dla niego i organów ścigania czy niekoniecznie? Czy taki gość zgadzając się na wywiad jest przekonany o tym jaki jest jego cel (ma 19 lat)? Czy wie, że wyłapywaniem writerów i całej reszty destruktywnych zachowań społecznych nie zmieni miasta? Nie zmieni polityki społecznej, zrozumienia potrzeb pomiędzy bytem a handlem.  Najbardziej pomazane są biedne dzielnice - to wie każde dziecko z mazakiem. Właścicieli nie stać na profesjonalne czyszczenie, a mieszkańcy są zajęci codziennością. Tak? Brzydkie meble wenge, w brzydkich mieszkaniach, brzydka okolica z ziemiotrawnikiem. Dzięki temu wartość nieruchomości spada, rentowność działki spada. Pojęcia "własność" i "rynek nieruchomości" zastąpiły potrzeby bytowe. Więc właściciele podnoszą czynsze i usuwają powoli mieszkańców. I to jest ta sama gentryfikacyjna piosenka o sprowadzaniu artystów itd. Mazanie w dzielnicach bogatszych jest trudniejsze ale często wcale nie jest wyzwaniem. Writerzy nie są tym specjalnie zainteresowani - to nie jest film "Edukatorzy". Są też i takie miejsca gdzie mieszkańcy sami mażą po ścianach, czy wystawiają śmietniki na zewnątrz. Po to właśnie żeby nieruchomość nie była atrakcyjna. Często właściciele sami nic nie robią, żeby okolica podupadła, żeby łatwiej było ją przebudować i sprzedać - z ludźmi czy bez. I tak dalej.

Podsumowując. Graffiti to jest gra. Walka z nim też.


PS. Dziękujemy wiernym czytelnikom za nadesłanie informacji.