Stało się. Odbyło się. Nie sprzedało się. I można zapomnieć. Ale tak tylko żeby coś napisać. Żeby złapać kilka wizyt więcej, kilka dodatkowych wejść i jeden „lajk” więcej na fejsbuku - napiszemy kilka słów.
Na samą aukcję nie dotarliśmy- ze Szczecina to kawał drogi. Zresztą podjęliśmy decyzję, że nie bierzemy udziału w wystawach ani wydarzeniach, o których piszemy. Poszerzyliśmy również to o nie oglądanie prac osób, o których będziemy pisać. Dlatego to co wiemy o samej aukcji opieramy tylko i wyłącznie na plotkach, relacjach z trzeciej ręki i relacjach prasowych (których nie było, bo niby czemu miałyby być - z prasy był streetmag :). Więc wiemy, że mało prac się sprzedało. Zdecydowanie mniej niż w ubiegłym roku, a ceny które były uzyskiwane też odbiegały od tego co działo się 12 miesięcy temu. Większe zainteresowanie budziło licytowanie w dół , niż w górę. Nie licytowano wszystkich prac - jakby przeczuwając fiasko- tylko te, którymi zgłoszono zainteresowanie i wrzucono karteczkę z numerem do koszyczka. I o zgrozo, niektórych ze zgłoszonych prac również nie licytowano! Nie wiemy czy to prawda, bo brzmi to tak absurdalnie, że nie chce nam się wierzyć, ale podobno właśnie tak było. Nie licytowano też ku naszemu zdziwieniu płotów ani hostess.
Czy w Polsce nie ma rynku sztuki (głupie pytanie, wiadomo, że nie ma, przynajmniej w takiej formie jak na zachodzie, u nas to wciąż bardziej dziwne relacje towarzyskie)? Może po prostu sam tzw. street art w Polsce nie jest na takim poziomie żeby wzbudzać finansową ekscytację. Kiedyś ktoś mądrzejszy niż moi znajomi ale nie ja powiedział, że jak można robić aukcję czegoś czego w Polsce nie ma? No właśnie, przecież mamy tylko street art z nazwy, a nie w realnej przestrzeni.
Aukcja obnażyła też niemożność zainteresowania środowiska kolekcjonerskiego samym wydarzeniem- sala była pełna, ale tylko na słowo honoru. Ale to już wina organizatorów, a im poświęciliśmy chyba dość miejsca.
Może dopuszczenie do tego, żeby artyści sami wyznaczali ceny za swoje prace również nie było najmądrzejszym rozwiązaniem. Może gdyby ceny były niższe i od nich zaczynano licytowanie udałoby się sprzedać więcej prac? Na szczęście prace zostają w rękach artystów a ci najbardziej je lubią i będą o nie należycie dbać.
A może to już powolny zmierzch zainteresowania tym całym artem w naszym kraju? Świat galeryjny nie zainteresował się, media poświęciły tylko tyle uwagi ile było to konieczne i o ile dawało się to zestawić z Banksym w jednym zdaniu. I nikt oprócz osób patrzących na to z bliższej perspektywy nie traktował całego zjawiska poważnie.
A może problem polegał na tym, że na aukcji zabrakło polskiego Banksyego - Dariusza Paczkowskiego. Może wówczas średnia cen byłaby wyższa.
I dwa cytaty z aukcji które podbiły nasze serca:
1.Prowadzący: „Aukcja rozpocznie się z 10 minutowym opóźnieniem, bo jedna pani, która chce licytować dzwoniła , że nieco się spóźni, ale już do nas jedzie.” Biorąc pod uwagę ilość licytowanych obiektów możliwe, że nie dojechała.
2.Prowadzący: „Autor Peter Fuss, praca JP2, BXVI- po angielsku to będzie inaczej...”
Za cytaty dziękujemy- Ty już wiesz!
Na samą aukcję nie dotarliśmy- ze Szczecina to kawał drogi. Zresztą podjęliśmy decyzję, że nie bierzemy udziału w wystawach ani wydarzeniach, o których piszemy. Poszerzyliśmy również to o nie oglądanie prac osób, o których będziemy pisać. Dlatego to co wiemy o samej aukcji opieramy tylko i wyłącznie na plotkach, relacjach z trzeciej ręki i relacjach prasowych (których nie było, bo niby czemu miałyby być - z prasy był streetmag :). Więc wiemy, że mało prac się sprzedało. Zdecydowanie mniej niż w ubiegłym roku, a ceny które były uzyskiwane też odbiegały od tego co działo się 12 miesięcy temu. Większe zainteresowanie budziło licytowanie w dół , niż w górę. Nie licytowano wszystkich prac - jakby przeczuwając fiasko- tylko te, którymi zgłoszono zainteresowanie i wrzucono karteczkę z numerem do koszyczka. I o zgrozo, niektórych ze zgłoszonych prac również nie licytowano! Nie wiemy czy to prawda, bo brzmi to tak absurdalnie, że nie chce nam się wierzyć, ale podobno właśnie tak było. Nie licytowano też ku naszemu zdziwieniu płotów ani hostess.
Czy w Polsce nie ma rynku sztuki (głupie pytanie, wiadomo, że nie ma, przynajmniej w takiej formie jak na zachodzie, u nas to wciąż bardziej dziwne relacje towarzyskie)? Może po prostu sam tzw. street art w Polsce nie jest na takim poziomie żeby wzbudzać finansową ekscytację. Kiedyś ktoś mądrzejszy niż moi znajomi ale nie ja powiedział, że jak można robić aukcję czegoś czego w Polsce nie ma? No właśnie, przecież mamy tylko street art z nazwy, a nie w realnej przestrzeni.
Aukcja obnażyła też niemożność zainteresowania środowiska kolekcjonerskiego samym wydarzeniem- sala była pełna, ale tylko na słowo honoru. Ale to już wina organizatorów, a im poświęciliśmy chyba dość miejsca.
Może dopuszczenie do tego, żeby artyści sami wyznaczali ceny za swoje prace również nie było najmądrzejszym rozwiązaniem. Może gdyby ceny były niższe i od nich zaczynano licytowanie udałoby się sprzedać więcej prac? Na szczęście prace zostają w rękach artystów a ci najbardziej je lubią i będą o nie należycie dbać.
A może to już powolny zmierzch zainteresowania tym całym artem w naszym kraju? Świat galeryjny nie zainteresował się, media poświęciły tylko tyle uwagi ile było to konieczne i o ile dawało się to zestawić z Banksym w jednym zdaniu. I nikt oprócz osób patrzących na to z bliższej perspektywy nie traktował całego zjawiska poważnie.
A może problem polegał na tym, że na aukcji zabrakło polskiego Banksyego - Dariusza Paczkowskiego. Może wówczas średnia cen byłaby wyższa.
I dwa cytaty z aukcji które podbiły nasze serca:
1.Prowadzący: „Aukcja rozpocznie się z 10 minutowym opóźnieniem, bo jedna pani, która chce licytować dzwoniła , że nieco się spóźni, ale już do nas jedzie.” Biorąc pod uwagę ilość licytowanych obiektów możliwe, że nie dojechała.
2.Prowadzący: „Autor Peter Fuss, praca JP2, BXVI- po angielsku to będzie inaczej...”
Za cytaty dziękujemy- Ty już wiesz!
pozdrawiamy dżej pi tu/bi ex vi aj