Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu jednymi nielegalnymi pracami w tak przecież popularnej stylistyce streetartowej, są prace związane z ruchami społecznymi a nie prace artystyczne. I nie chodzi mi tu o zaangażowane społecznie prace w języku jakim posługuje się np. EMASS, PETER FUSS albo chociażby mistrzunio BĄKSY. Mówię o pracach, które powstają tylko i wyłącznie w celu zasygnalizowania problemu społecznego i walki z tym problemem. Są takim samym elementem jak transparenty na demonstracjach, ulotki informacyjne o zgromadzeniach itd. Ostatnimi czasy pokazało się kilka takich prac w Warszawie (dot. problemów komitetów lokatorskich, przeciwników GMO czy zagadanień antyklerykalnych).W zeszłym roku mieliśmy silny atak antify, która przyjąłszy grafficiarskie patenty rozpłynęła się po mieście sprayami, czy dwókolorowymi rolltopami. Bardzo dobrze, niedobrze tylko, że nikt inny ale to właściwie nikt nie pokazuje czegoś innego. Nie ma wlepek, posterów, szablonów jak na lekarstwo (a jeśli to komercyjne lub właśnie walczące). Gdzie jest ten cały cholerny street art. Nie mamy o czym pisać!