środa, 11 kwietnia 2012

KONCESJONOWANE REWOLUCJE

Ponieważ na UH jest nas sześciu czasami mamy trochę odmienne zdanie, albo przynajmniej patrzymy na różne sprawy z różnych kątów, w których sami się ustawiamy. Dyskusja o miasto petrochemii i mury tam pomalowane swoją drogą poszła, powiedziane zostało trochę słów i dużo komentarzy na fejsbuku. 
To co najbardziej zwraca moją uwagę to idea, że „krytyczne” prace mają powstawać z budżetu miasta. Czy tylko mi się wydaje ironiczne, że domagamy się tworzenia sztuki krytycznej, może nawet antysystemowej z pieniędzy miejskich. Od kiedy to władza, która rozpierdala pieniądze jak tylko się da ma angażować się w coś co ją krytykuje? A z drugiej strony dlaczego w ogóle ma to robić? Skoro są to pieniądze podatników to może też po ich stronie powinno leżeć decydowanie na co chcą je wydawać? Wiem, że to populistyczny argument i nie do końca z nim się zgadzam, ale czemu nie pociągnąć tej decyzji do granic absurdu?
Nie wydaje mi się też, żeby wszystkie artystyczne i tylko udające takowe projekty wpływały w rzeczywisty sposób na życie osób. Poza tymi, które zarabiają na takich akcjach realne pieniądze. Czy sztuka zaangażowana musi angażować w tym kraju publiczne pieniądze? Przecież w takim układzie zawsze będzie angażowała się przynajmniej w części po stronie władzy. Zawsze jakiś nalany pan, albo pani bufetowa będzie mogła powiedzieć na koniec kadencji - no tak wspieram zaangażowaną sztukę, dałem/am na nią 15 złotych plus VAT.