Długo czekaliśmy na właściwy moment, żeby napisać ten tekst. Tak ważny i osobisty. Coś jak coming out. Dlatego liczymy (hajs), że dorośliście, a forgot to grow up macie za pusty slogan.
To już dziś. Pora na laurkę dla nas. Przechwałki (hajs). Jedziemy...
Od dłuższego czasu dostawaliśmy liczne maile, a także tradycyjną pocztę tzw. analogową, w której zwracano się do nas z pytaniami i prośbami o radę - jak w należyty sposób wykorzystać graffiti w świecie biznesu i marketingu. Wiemy, że wielu próbowało podjąć ten temat i poległo nie będąc w stanie udźwignąć ciężaru karkołomnego zadania. O wielu takich próbach pisaliśmy, o wielu jeszcze napiszemy.
Oczywiście mieliśmy opory. Czy się zgodzić? Czy za wiele nie stracimy, czy naprawdę warto?Ostatecznie ulegliśmy. Zrozumcie to dobrze - honorarium było na tyle wysokie, że mogliśmy całą ekipą wyskoczyć do Krasnobrodu na narty, na cały weekend, a jeden z nas mógł wziąć nawet dziewczynę (niestety ponieważ jej nie miał wydaliśmy dodatkową kasę na jedno siedzenie w busie, żeby mieć więcej miejsca na nogi).
Ale do rzeczy. Spośród wielu próśb o wsparcie wybraliśmy tę z Lublina. Uznaliśmy, że możemy zbudować spójną komunikację, znaleźć target i mieć uzasadnienie do działań w kontekście samego miasta, bo przecież tam odbywają się Meeting of Styles i Lubelski Festiwal Graffiti. Imprezy o bardzo oryginalnych nazwach, eventy-symbole dla polskich Artystów Graffiti. (Swoją droga ile ideologii można dopisywać do zwykłych jamów, co nie? Ale o tym później).
Po tygodniach konsultacji, badań rynkowych, zleceniu analiz na grupach docelowych, a także intensywnemu inwigilowaniu środowisk strett-artowo/graffito/szablono/wlepkowo/streetowych zaproponowaliśmy bardzo odważny projekt. Uważajcie i skupcie się: Chcieliśmy aby młodzi fotografowie wykorzystywali jako tło do swoich zdjęć prace graffiti! Wiemy, że dla wielu z was to szok i zastanawiacie się dlaczego nikt z was na to nie wpadł wcześniej. Cóż, tak się dzieje z najlepszymi i najoryginalniejszymi pomysłami - wydają się oczywiste dopiero kiedy widzi się je u innych. Nasi zleceniodawcy byli w równie wielki szoku jak wy teraz. Ale w końcu ulegli sile argumentów.
Na początek ruszyliśmy temat ze znanym fotografem, którego nazwisko na pewno, przynajmniej części z was, coś powie - Sikora. Kiedy do tego dodamy imię nie wychodzi Tomasz Sikora, tylko Sikora Rafał. Ale liczy się nazwisko (i hajs), a nie imię. Zaproponowaliśmy mu, by swoje modelki w bardzo subtelnych i artystycznie wyszukanych pozach sfotografował na tle wrzutów, tagów i obdrapanych ścian. Kontrast chyba jest oczywisty. Delikatność kobiecego piękna zestawiona z siłą miasta i witalnością młodzieży przeprowadzającej swoje nielegalne, artystyczne działania. Projekt spotkał się z tak dużym, pozytywnym odzewem i zainteresowaniem, że zdjęcia z sesji zdjęciowej trafiły na wystawę w lubelskiej Galerii Plaza (hajs), czyli w GalMoku Polski B. Przy okazji możecie zrobić tam zakupy, bo przecież zaczął się sezon wyprzedaży.
Po udanej akcji z Sikorą ruszyliśmy dalej. Dlaczego tylko sesje artystyczne? Niech będą też modowe. Tak powstała ta seria zdjęć: http://bo4go.blogspot.com/2012/08/meeting-of-styles-2012-w-lublinie.html Jak widzicie jest dużo bardziej odważna i niegrzeczna. Na jednym ze zdjęć widać, jak model inscenizuje czynność fizjologiczną na pracę (a może on robi coś innego?). Tak! Postanowiliśmy być niegrzeczni i kontrowersyjni do końca! Proponowaliśmy kilku polskim markom kojarzonym z tzw. streetem wejście w taką sesję ale między innymi Turbokolor i Mleko odmówiły uznając to za nazbyt odważne i zbyt mocno przełamujące schematy. My jednak się nie baliśmy! Zdjęcia te zrobiono na tle ścian powstałych podczas Meeting of Styles, więc jest na prawdę mocno i ulicznie.
Jak widzicie można fajnie i z klasą połączyć graffiti i biznes czy prawdziwą sztukę. I to w tak przełomowy sposób - nawet w 2013 roku! Nie bójcie się pytać i prosić nas o wsparcie - te dwa przykłady pokazują, że Lublin (hajs) znany dotychczas głównie z Beaty Kozidrak (hajs) i Budki Suflera (hajs) może stać się naszą stolicą graffitografii, czyli połączenia graffiti z fotografią reklamową lub artystyczną. Na oryginalność nigdy nie jest za późno.
Nasze konsultacje w Lublinie zaowocowały kilkoma rewelacjami, o których już niebawem. No chyba, że ktoś się wykupi (hajs).
Od dłuższego czasu dostawaliśmy liczne maile, a także tradycyjną pocztę tzw. analogową, w której zwracano się do nas z pytaniami i prośbami o radę - jak w należyty sposób wykorzystać graffiti w świecie biznesu i marketingu. Wiemy, że wielu próbowało podjąć ten temat i poległo nie będąc w stanie udźwignąć ciężaru karkołomnego zadania. O wielu takich próbach pisaliśmy, o wielu jeszcze napiszemy.
Oczywiście mieliśmy opory. Czy się zgodzić? Czy za wiele nie stracimy, czy naprawdę warto?Ostatecznie ulegliśmy. Zrozumcie to dobrze - honorarium było na tyle wysokie, że mogliśmy całą ekipą wyskoczyć do Krasnobrodu na narty, na cały weekend, a jeden z nas mógł wziąć nawet dziewczynę (niestety ponieważ jej nie miał wydaliśmy dodatkową kasę na jedno siedzenie w busie, żeby mieć więcej miejsca na nogi).
Ale do rzeczy. Spośród wielu próśb o wsparcie wybraliśmy tę z Lublina. Uznaliśmy, że możemy zbudować spójną komunikację, znaleźć target i mieć uzasadnienie do działań w kontekście samego miasta, bo przecież tam odbywają się Meeting of Styles i Lubelski Festiwal Graffiti. Imprezy o bardzo oryginalnych nazwach, eventy-symbole dla polskich Artystów Graffiti. (Swoją droga ile ideologii można dopisywać do zwykłych jamów, co nie? Ale o tym później).
Po tygodniach konsultacji, badań rynkowych, zleceniu analiz na grupach docelowych, a także intensywnemu inwigilowaniu środowisk strett-artowo/graffito/szablono/wlepkowo/streetowych zaproponowaliśmy bardzo odważny projekt. Uważajcie i skupcie się: Chcieliśmy aby młodzi fotografowie wykorzystywali jako tło do swoich zdjęć prace graffiti! Wiemy, że dla wielu z was to szok i zastanawiacie się dlaczego nikt z was na to nie wpadł wcześniej. Cóż, tak się dzieje z najlepszymi i najoryginalniejszymi pomysłami - wydają się oczywiste dopiero kiedy widzi się je u innych. Nasi zleceniodawcy byli w równie wielki szoku jak wy teraz. Ale w końcu ulegli sile argumentów.
Na początek ruszyliśmy temat ze znanym fotografem, którego nazwisko na pewno, przynajmniej części z was, coś powie - Sikora. Kiedy do tego dodamy imię nie wychodzi Tomasz Sikora, tylko Sikora Rafał. Ale liczy się nazwisko (i hajs), a nie imię. Zaproponowaliśmy mu, by swoje modelki w bardzo subtelnych i artystycznie wyszukanych pozach sfotografował na tle wrzutów, tagów i obdrapanych ścian. Kontrast chyba jest oczywisty. Delikatność kobiecego piękna zestawiona z siłą miasta i witalnością młodzieży przeprowadzającej swoje nielegalne, artystyczne działania. Projekt spotkał się z tak dużym, pozytywnym odzewem i zainteresowaniem, że zdjęcia z sesji zdjęciowej trafiły na wystawę w lubelskiej Galerii Plaza (hajs), czyli w GalMoku Polski B. Przy okazji możecie zrobić tam zakupy, bo przecież zaczął się sezon wyprzedaży.
Po udanej akcji z Sikorą ruszyliśmy dalej. Dlaczego tylko sesje artystyczne? Niech będą też modowe. Tak powstała ta seria zdjęć: http://bo4go.blogspot.com/2012/08/meeting-of-styles-2012-w-lublinie.html Jak widzicie jest dużo bardziej odważna i niegrzeczna. Na jednym ze zdjęć widać, jak model inscenizuje czynność fizjologiczną na pracę (a może on robi coś innego?). Tak! Postanowiliśmy być niegrzeczni i kontrowersyjni do końca! Proponowaliśmy kilku polskim markom kojarzonym z tzw. streetem wejście w taką sesję ale między innymi Turbokolor i Mleko odmówiły uznając to za nazbyt odważne i zbyt mocno przełamujące schematy. My jednak się nie baliśmy! Zdjęcia te zrobiono na tle ścian powstałych podczas Meeting of Styles, więc jest na prawdę mocno i ulicznie.
Jak widzicie można fajnie i z klasą połączyć graffiti i biznes czy prawdziwą sztukę. I to w tak przełomowy sposób - nawet w 2013 roku! Nie bójcie się pytać i prosić nas o wsparcie - te dwa przykłady pokazują, że Lublin (hajs) znany dotychczas głównie z Beaty Kozidrak (hajs) i Budki Suflera (hajs) może stać się naszą stolicą graffitografii, czyli połączenia graffiti z fotografią reklamową lub artystyczną. Na oryginalność nigdy nie jest za późno.
Nasze konsultacje w Lublinie zaowocowały kilkoma rewelacjami, o których już niebawem. No chyba, że ktoś się wykupi (hajs).