Są inicjatywy dobre i złe. Są też
inicjatywy potrzebne i niepotrzebne. Z tym konkretnym mam problem. Bo
choć (pewnie) dobre to niepotrzebne zarazem. Albo potrzebne, tylko nie
wiadomo komu.
O czym mowa? Ano o kolorowance.
Zawsze
miałem z nimi problem, bynajmniej nie z ich wypełnianiem. Po prostu
dziwiła mnie ta moda na zachodzie i zawsze podejrzliwie traktowałem ich
obecność na półkach z „Art&Design”.Że niby grafy zatoczyły koło? Wiadomo. Że nic nowego się nie wymyśli? Wiadomo. No
więc zróbmy książeczkę ze szkicami... A nie sorry! Te przecież już
wydawał Stylefile. Nazwijmy to kolorowanką. Dla dzieci, co nie?
Naprawdę sądzicie, że to dla dzieci będzie fun? For real? Kolorować czyjeś wrzuty. Ja dziękuję. A
może to prowokacja. Bo tytułowe graffkids to, nie czytelnicy, ale
autorzy. Chodziło o zabawę, klasyczny skech session? Tzw „fundamentals”? Nie wiem.
Pytam córkę koleżki: „Co o tym sądzisz?”
- „Jakieś to przaśne”.
Nieźle jak na dwulatkę.