czwartek, 28 lutego 2013

POWSTANIE WARSZAWSKIE RAZ JESZCZE

W Warszawie stolicy powstańców mamy kolejny mural powstańczy. Mural autorstwa znanych nam Maćka i Dominika powstał (nomen omen) w podwórku przy ulicy Okrzei. No i oczywiście powstał za nasze wspólne pieniądze dzięki współpracy miasta stołecznego ze Stowarzyszeniem "Wspólne Podwórko", Stowarzyszeniem na rzecz poprawy środowiska mieszkalnego "Odblokuj" oraz Stowarzyszeniem Monopol Warszawski.

Stowarzyszył się stowarzyszenia by dzięki takiej fuzji mogły wyprodukować kolejne murale, które "ożywiają przestrzeń", "wpływają pozytywnie na otoczenie", "rewitalizują" i tak dalej. Regresywne podejście naszych włodarzy do "rewitalizacji" zdradza ich anachroniczne myślenie o procesach zachodzących w mieście. Pokutuje "pudrowanie noska" i aranżowanie sytuacji tymczasowych.

Mural na życzenie "komitetu blokowego" przyjął czytelną formę, która nie daje żadnych wątpliwości co do tematyki. Nasze zaprzyjaźnione źródło w osobie rozżalonego trochę Adama Ixi Color Ixa brało udział we wcześniejszych konsultacjach społecznych, ale dzięki wyraźnym żądaniom szefowej bloku przyjęto szablonowe figuratywne przedstawienia powstańczych bohaterów Rudego, Zośki, Alka i n/n.  Do tego Wisła symbolicznie czerwona i kształt Warszawy. Prosty przekaz, nikt się nie przyczepi. Nie dostaliśmy znowu nic oryginalnego, bo pójść na łatwiznę jest łatwiej. Mural instant supermarketu, wystarczy zalać gorącą wodą.

Jak zwykle dostaliśmy to co zwykle. Pieniądze z kasy miasta wydane są dobrze, mieszkańcy może nie tyle się cieszą, ale w każdym razie nie płaczą (ewentualnie z bezrobocia, zimna lub głodu). Jest schludnie i czysto. Tylko pod spodem ciągle to samo.



 


sobota, 23 lutego 2013

UNDER ARREST

Obiegła świat informacja o tym, że zatrzymano B. i że został zdemaskowany i nazywa się jakoś tam.
Na sosm.pl, małe śledztwo dziennikarskie, które próbuje udowodnić, że to oczywiście ściema i "fake", z kolei  Marcin Rutkiewicz - napisał statut: Koniec Street Artu. Hehe, koniec u nas już był. W dniu premiery PSA1. Media poważniejsze raczej milczą o tych rewelacjach, a my generalnie mamy to w dupie. Będzie kolejne dobre pytanie dla dziennikarzy. 

Banksy jak zwykle pokazał kto jest królem, mimo że jako czarny mógłby zostać nawet papieżem.





czwartek, 21 lutego 2013

STASZEK vs RESZTA ŚWIATA

Jak wiadomo walka artysta vs system to jeden z aksjomatów tej całej zabawy jaką jest sztuka w przestrzeni publicznej. Zderzamy się z tym codziennie jako artyści, kuratorzy, aktywiści. Codziennie ze strony tzw systemu dostajemy informacje jakże zabawne a jednocześnie przerażające. Przerażające swoją ignorancją, indolencją, impertynencją i imbecyliadą. 

Będąc najważniejszym ośrodkiem krytycznego spojrzenia na zjawiska streetart/urban/graffiti dostajemy od was setki maili. Zażalenia płyną wartkim strumieniem niczym potok górski. I tu gładko przejdziemy do tematu wprost z Jeleniej Góry (Z jeleniej? Chyba z Jasnej! - dodał jak zwykle Ochódzki). 

Pisze do nas Staszek i takie ma oto żale do swoich władz lokalnych:

Dostałem pod koniec zeszłego roku zlecenie od miasta na pomalowanie nowo-powstałego wiaduktu,okazuje się że pan prezydent uroił sobie 20 obiektów kojarzonych z Jelenią Górą, które według niego są najistotniejsze. Argumentuje to w ten sposób: Zakopane to jest z czegoś znane, wszyscy o nim wiedzą, a o nas nikt nic nie wie. W związku z czym upiera się przy pstrokatości i multiobiektowości co by wszyscy się dowiedzieli z czego JG powinna słynąć, zwłaszcza że przeciętny jeździec spędza w przelocie podwiaduktowym nie więcej niż 4 sekundy. Ja upieram się przy treściwych mocnych i prostych formach które odbijają się łącznie z argumentacją od głowy pana P. Na szczęście jest jeszcze Dariusz P., który to też kiedyś kręcił się przy owym projekcie, więc może on uratuje pana drugiego P. od prostych form i pomoże organizując warsztaty aby upstrokacić turystom pod-wiaduktowy przelot uszczęśliwiając przy tym pana P. i jego fantazje na temat rozsławiania Jeleniej Góry. Jak to dobrze że jestem przygotowany na drugą ewentualność i mam gaśnice.

Tak napisał Staszek do nas, ale wcześniej Pan P. napisał do niego tak:
Witam
Sprawa została przesunięta na wiosnę. Nie zdecydowałiśmy się jeszcze na temat wykonawcy, Prezydent zdecydował, że chodzi tu o prosty przekaz marketingowy. Bo niestać nas na sztukę w tym momencie. Jeśli jest pan zainteresowany to proszę o kontakt.
Pozdrawiam
 
Hehe, wspaniale - prosty przekaz marketingowy okazuje się być tańszy niż jakaś tam sztuka.

Staszek jednak się nie zraża i pisze do Pana P.:

Witam!Zależy co pan prezydent ma na myśli mówiąc prosty przekaz marketingowy?I czy kiedykolwiek przejeżdżał już pod tym wiaduktem i czy wie że średni czas przejazdu pod nim to 3 sekundy podczas których to nawet najwprawniejsze oko nie wychwyci stu obiektów,których to nawet najmniejszy obywatel się domyśla jadąc tu Tak czy siak prosił bym raz jeszcze o dokładną specyfikacje przekazu marketingowego!

Prezydent zażyczył sobie oczywiście samych oczywistości. Co prawda nie jest to Jeleń na górze, ale lista składa się z dosyć mało wyszukanych symboli -  turysta z plecakiem, skiturowiec, narciarz, pejzaż karkonoszy, Łysa Góra, góra szybowcowa, szybowiec, liczyrzepa (dla nie wtajemniczonych duch naszych gór), lokalnych schronisk etc. lista ciągnie się jeszcze przez chwile oscylując wokół oczywistych elementów.
 
Zawsze w kontekście "prostego przekazu marketingowego" przy jednoczesnym strumieniu informacji przypomina mi się pewien skecz Manna i Materny. Wytrzymajcie do końca.

Panu P. polecamy górski prysznic i trochę wyciszenia. A ty, Staszek, uważaj! 



 

poniedziałek, 18 lutego 2013

NEWS TYGODNIA

Właśnie dziś, z dużym opóźnieniem, bo prawie czterotygodniowym, zapoznałem się z artykułem Pana Bugajskiego w NEWSWEEKU pod tytułem Jeleń ryczy na ulicy z dnia 24.01. Dopiero teraz, bo powoli czytam i z rozwagą. Po przeczytaniu tytułu byłem pewien, że w końcu krytyczny głos dotyczący kondycji naszej ulicy i malarstwa w przestrzeni publicznej doszedł do mainstreamowego tygodnika opinii. Warto przeczytać, chociaż okazało się, że moja powierzchowna ocena jest mylna. Pamiętaj nie kupuj płyt po okładce.

W skrócie. Redaktor Bugajski rozkłada na pierwsze czynniki polską sztukę krytyczną. Dostaje się Kozyrze, za te głupie zwierzęta i Bałce za Żydów. Nie zostawia suchej nitki na rzeczach ważnych, jednocześnie stawiając tezę, że przecież wszyscy (czyt.społeczeństwo) wszystko to wiedzą, rozumieją trudne tematy i w ogóle jako ultra wykształceni nie potrzebujemy jeszcze żeby ktoś z pozycji artysty (pffff, artysta!) mówił nam co jest istotne i jak to rozumieć. Po drugie i najbardziej interesujące  pan B. - wychwala pod niebiosa street art jako sztukę lekką i dla ludzi, głaszcząc przy tym nasz ulubiony duet MR & ED - autorów polskich oficjalnych podręczników do streetartu.

Zamiast się rozpisywać chciałbym tylko przytoczyć, niczym na aluminiowych felgach swojego diamentowego maybacha, komentarz niejakiego KONI pod artykułem:

koni 26.01.2013 02:04
żenada
bosze, jak ja się wstydziłem jak to czytałem, jak ja się wstydziłem! NIGDY w "opiniotwórczych" mediach nie przeczytałem tak żenującego artykułu, tak niskich lotów. nie spotkałem się też z sytuacją by ktoś tak chętnie dawał wyraz swojej ignorancji, brakom w obyciu kulturalnym i zwyczajnie brakom intelektu. "analiza" dzieł Kozyry i Bałki jest na tak żenująco infantylnym poziomie, że zmuszony zostałem do odczuwania czegoś czego nienawidzę - wstydu za kogoś, jak to czytałem miałem ochotę schować się pod kołdrę. Bugajski??? What the fuck?! kto to jest??? kolejny stażysta z gimnazjum? człowieku zajmij się czym innym niż pisanie o czymś czego nie rozumiesz, naprawdę nie musisz się chwalić swoją słabizną intelektualną. nie chce mi się wierzyć że wciąż takie rzeczy można jeszcze przeczytać w roku 2013.





niedziela, 17 lutego 2013

SWADY LUBELSKIE

Każde środowisko, w tym środowisko graffiti, ma swoje wojenki, układziki i polityczki. Każdy chce coś zyskać, ugrać, być lepiej widocznym, być bardziej "elo" niż "yo" itd. Sam miałem różne scysje i problemy, a swoje kompleksy podobno leczę oczerniając innych. Ale tu nie o mnie (szkoda!).

Środowisko graffiti jest na próby podpinania się pod czyjś fejm bardzo wyczulone. Nieautentyczność jest momentalnie odkrywana i demaskowana. Układy wewnętrzne oparte są na zaufaniu i zasadach ulicznego etosu. Niektórych rzeczy się nie robi, niektóre się robi, ale z rozwagą. 

Na blogu SULW pokazał się wywiad z Łukaszem Kuziołą. Nie znam gościa, ale po przeczytaniu tego wywiadu wydaje mi się, że powinienem go znać. Siedzę parę(naście) lat w tym graff-biznesie i wiem, kto co organizował kiedy i gdzie, jeśli nie wiem, to wiem skąd się dowiedzieć. Nazwiska i ksywy, nawet jeśli ich nie kojarzę z twarzami gdzieś zawsze się kołaczą między rozwinięciami ekip a nejmami. A tu jakoś tak się składa, że Łukasza Kuzioły nie znam. Znam za to Igora i Cezarego i wiem co robi Europejska Fundacja Kultury Miejskiej. 

Parę lat spędziłem we Vlepvnecie, który to okres wspominam jako najciekawszy w moim krótkim życiu. Dzięki temu nabrałem wielu życiowych doświadczeń i "wzbogaciłem CV". Rozstaliśmy się w trudnym momencie i niektóre gesty nie należały do przyjaznych. Jednakże, powołując się na wspólne projekty nigdy nie wpadłbym na pomysł by przypisywać je wyłącznie sobie. Znam swój udział i mam o tym swoje zdanie, ale jak mówię o rzeczach w które byłem zaangażowany - mówię: "zrobiliśmy z vlepvnetem", jak mówię o projektach przy których mój udział był znikomy (chociażby pracownia sita, massmix i kilka innych rzeczy) - mówię - "vlepvnet zrobił/zorganizował". 

Kolega Łukasz pojechał chyba jednak za daleko stwierdzając - My - ja odpowiadamy za MOS w Polsce.

Ludzie! Róbcie zamiast gadać. I to potwierdza cytat z Zebstera na końcu oświadczenia EFMK, które załączam poniżej.

(mś)
 
W wywiadzie z Łukaszem Kuziołą na SULW (“To coś jak zjazd rodzinny” -http://sulw2011.wordpress.com/wywiady/wywiad-z-lukaszem-kuziola/) obserwujemy próbę tworzenia własnej legendy, w oparciu o przytaczanie i konstruowanie faktów, które miejsca nie miały. To rzecz niedopuszczalna, a w świecie graffiti haniebna. Dlatego w obronie wiarygodności Europejskiej Fundacji Kultury Miejskiej, którą reprezentuję oraz przez wzgląd na pracę włożoną w LFG przez wolontariuszy i partnerów przesyłam poniższe sprostowanie:

Zespół tworzący Europejską Fundację Kultury Miejskiej działa od czasu wydania pierwszego numeru magazynu Brain Damage, czyli od 1997 roku. Organizowaliśmy największe w tej części Europy imprezy - BD Jamy, Write4Gold i wiele innych. Od 2008 roku tworzymy Lubelski Festiwal Graffiti, bo naszym zdaniem Lublin to idealne miejsce dla takiej inicjatywy.

Pozyskaliśmy środki, zasoby, ubiegaliśmy się o granty, zapewnialiśmy jedzenie, noclegi, farby, zwroty za podróż oraz ponosiliśmy pełną odpowiedzialność przed zaangażowanymi w projekty firmami i instytucjami. Łukasz Kuzioła był jednym z zaufanych wolontariuszy, któremu powierzyliśmy realizację wybranych elementów festiwalu. Z udzielonych w wywiadzie odpowiedzi trudno jednak wywnioskować, co KONKRETNIE i własnoręcznie zorganizował Kuzioła. Jego wypowiedzi sugerujące, jakoby był twórcą i organizatorem wspomnianych wydarzeń są nieprecyzyjne i nieprawdziwe. Użyta w wywiadzie forma "my", bez wskazania w czyim imieniu Kuzioła się wypowiada, jest nieakceptowalną próbą przypisania sobie osiągnięć dużej grupy ludzi.

Skomplikowane projekty, takie jak LFG czy MOS, zawsze oparte są o bezinteresowną pomoc i dobrą wolę wielu osób, które poświęcają im swój czas i ciężką pracę. Dlatego uważamy, że treść publikacji krzywdzi wolontariuszy, współpracowników i partnerów, których wkład w tworzenie i rozwój LFG i MOS był równie istotny lub większy (!), niż Łukasza Kuzioły. Bez ich wsparcia nie byłoby ani festiwali ani tego wywiadu, stąd nasz brak zgody na zakrzywianie rzeczywistości.

Jednocześnie przekazujemy wielkie podziękowania dla wszystkich, którzy byli z nami przez te 6 lat - zarówno dla osób prywatnych (wiecie kim jesteście) i wielu, wielu instytucji. Nie sposób tu wszystkich wymienić!

Kiedy zakładaliśmy EFKM, Akim Walta aka Zebster, człowiek-legenda, który w graffiti zrobił wszystko, powiedział nam: „W tym co robię najważniejsze jest działanie. Mnie, z nazwiska, nie musi przy tym być. Ważne aby rzeczy się działy!”. W wywiadzie z Łukaszem jest obecne tylko nazwisko. Skończmy więc gadanie i do roboty.

Cezary Hunkiewicz Europejska Fundacja Kultury Miejskiej(m.in. Brain Damage, Lubelski Festiwal Graffiti, Brain Damage Jam 2002-2004, Write 4 Gold 2003-2004, Meeting of Styles Polska 2011-2012, Brain Damage Gallery).


wtorek, 12 lutego 2013

MOSTEK ZAKOCHANYCH

Zbliża się różowe święto. I nie jest to święto suczego różu, nie są to kolejne urodziny Vlepvnetu i nie jest to parada równości. Zbliża się najbrzydsze i najbardziej badziewno-tandetno-ultrabazarowe święto - świętsze od pope'a (nie od Popka), który nie wytrzymał.

Oczywiście chodzi o tzw. walentynki. W związku z tym miasto stołeczne Warszawa postanowiło oddać hołd tej pięknej tradycji umilając nam (znaczy nam nie, bo jak wiadomo siedziba redakcji jest w Jaśle) przestrzeń publiczną jakże wspaniałym dziełem. Ozdobiony został otóż mostek nad rzeczką opodal krzaczka - ozdobiony został sercami z metalu i plastyku (gdzie jesteś plastyku!) i donosi o tym bezpłciowo i bez cienia wątpliwości Gazeta Stołeczna. Tak, to ta sama gazeta, która potrafi ubolewać nad dobrze wykaligrafowanymi tagami czy paroma rooftopami GBR. Dzięki!

Dzieło zwane mostkiem zakochanych oscyluje między małą architekturą, miejskim meblem, gównem a brzegiem pucharu. Uderzamy więc w puchara pełnego rozlanych łez nad kolejną inicjatywą urzędu dzielnicowego Wilanów. Bo mostek stoi nad smródką zwaną potocznie Potokiem Służewieckim w miasteczku Wilanów. Dobrze, że ktoś pomyślał o takiej zimowej atrakcji w tym miejscu, bo przecież latem działa plaża Wilanów pełna banerów, namiotów, plastikowych kubków i wymiotów, więc potrzeba czegoś całorocznego o klasie porównywalnej z halą markpolu. Jan Sobieski i Marysieńka przewracają się w grobie. Swoją drogą mogłaby się na ten mostek przewrócić jeszcze ta metaloplastyczna buława Sobieskiego.

Brak mi słów jak zwykle. Może abdykuję. A może poproszę 1508 o interwencję twórczą (podobno mają miotacz ognia).

Oczywiście w ramach otwarcia mostka przewidziano festyn. Zagra Marek Kościkiewicz i będzie mapping. 

I będzie możliwość wieszania kłódek, bo przecież możliwość wieszania się jest zawsze.

(mś)


poniedziałek, 11 lutego 2013

WYŚCIG TRWA

Jak co roku przyszedł czas podniosły i wzniosły dla wszelkiego rodzaju fundacji - czy to fundacja sztuki miasta, czy fundacja streetartu polskiego czy w końcu fundacja "mam skillsy". Jak grzyby po deszczu w ostatnich dwóch latach w każdym liczącym się na street scenie mieście powstawały instytucje trzeciego sektora chętnie sięgające po modny i przystępny dla gawiedzi street art. 

Na fali unijnych środków "na kulturę" powstało sporo instytucji, które promują kolegów (tak też to robimy) o marnych umiejętnościach, lub przypinają łatkę street animatorom i niedoszłym artystom, którzy spełniają się w warsztatach (nie jestem przeciwny warsztatom). Sporo naszej wspólnej kasy poszło na projekty bez projektów (czyt. bez wcześniejszych setek zamalowanych kartek), czyli przedsięwzięcia, które mimo słabej wartości artystycznej przeszły tylko dlatego, że dostały maksymalne oceny formalne wniosków a merytorycznie opierały się na dobrze przeprowadzonej analizie SWOT. Sprawny wnioskujący jest w stanie pozyskać finansowanie dla największego banału, tylko dlatego że dobrze ma obcykane schematy działania dzisiejszych grantodawców. Sami natomiast grantodawcy też oceniają projekty głównie wg określonych w regulaminach procedur bez wsparcia ekspertów w danych dziedzinach (bo to są dodatkowe koszty). W Warszawie funkcjonują tacy eksperci, ale niestety w dużej mierze pro publico bono - osoby, którym zależy na kulturze, zarzynają się aby nasze otoczenie nie zostało kompletnie zjedzone przez mechanizmy kapitałowo-decyzyjne.

I tak w tym roku z MKiDN tzw. granta w wysokości 70 tys.PLN dostał m.in. Łódzki Dom Kultury na kontynucję projektu "Graffiti – sztuka miasta". I tak na stronie Graffiti-sztukamiasta.pl czytamy w zakładce - cele projektu - W polskich miastach, na każdym kroku, można znaleźć wiele przykładów nielegalnego graffiti, które niszczy i szpeci mury. Prowadzi to do wniosku, że niezmiernie ważne jest edukowanie młodzieży z zakresu estetyki oraz wychowywanie w poczuciu odpowiedzialności za przestrzeń publiczną.  Idąc tym tropem zaczyna nam się roztaczać wizja naprawdę interesująca. Uczymy estetyki, słuchamy wykładowców i artystów ASP - jednym słowem będzie ciekawie. I tu warto przejść do zakładki - artyści. Obok takiej legendy jak Egon Fietke (Hats off!) pojawiają się Saulik czy Tonek. Ten pierwszy to jak czytamy: Prawdziwy multiartysta: malarz, beatboxer, tancerz, happener. Absolwent Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, który swoją pracę magisterską poświęcił wrocławskiemu street artowi. Członek zespołu  Me Myself and I, który brawurowo dotarł do finału programu „Mam Talent”, prezentując szerokiej publiczności utwory w zupełnie nowej konwencji – beatboxu. Obecnie Saul realizuje się artystycznie wcielając się w rolę Jamesa Bonda w rewii „Ścigając zło” we wrocławskim Teatrze Muzycznym „Capitol”. Jak to nawinął kiedyś dawno Warszafski Deszcz w kawałku "To ma pływać" o takich multiinstrumentalistach - 
 Znam takiego co nazywam go spółdzielnią hip-hopową
Robi wszystko prócz jednego nie rusza głową
Wszystko robi naraz wszystko ma zjebane
Wrzuty robi skrecze robi robi nawet taniec  

O tym drugim też można się dowiedzieć parę okrągłych słów: Znany wrocławski malarz uliczny. Specjalizuje się w muralach dla dzieci o tematyce zwierzęcej tworzonych w stylu komiksowym. Posługuję się puszką, pędzlem, wałkiem. Znany? Wrocławski? Znam paru znanych wrocławskich, właściwie wszystkich - i żaden z nich nie jest Tonkiem i nie robi murali dla dzieci! Co to w ogóle jest za pojęcie - murale dla dzieci. Znaczy Kubusie Puchatki w przedszkolach i Franek Mysza ze skakanką.

Na koniec w celach projektu czytamy to co najlepsze czyli wynik analizy SWOT - Wszystkie etapy projektu „Graffiti – sztuka miasta 3” wzbogacać będą imprezy o charakterze rodzinnego festynu z happeningami, zabawami artystycznymi i konkursami oraz spotkaniami z twórcami street artu, hip-hopu i beatboxu. Czyli jak zwykle dla wszystkich, czyli dla nikogo. Aż boję się czytać dział - TROCHĘ TEORII. Stop - jednak zajrzałem....i wam też polecam - szczególnie akapity o powstaniu listopadowym :) - http://graffiti-sztukamiasta.pl/?page_id=1019

Proszę Was Drogie Ministerstwo KiDN - proszę jeszcze raz o trochę kultury. Kultury, która nas wzbogaci i otworzy horyzonty, a nie tylko sfinansuje kolejne obrazki o infantylnej treści i estetyce rodem z chińskich fabryk zabawek.

(mś)



 


sobota, 2 lutego 2013

ZATRZYMAĆ KARTEL

W Warszawie na Kruczej otworzył się (a może już tam był kiedyś) salon, sklep, butik (powoli te słowa wchodzą do słownika mowy nienawiści) firmy Kartell. Kartell zajmuje się ładnymi meblami i eleganckimi dodatkami do mieszkań, o przepraszam, apartamentów bogatych mieszczan
.
No i jest to sklep, którego wiele oddziałów rozsianych jest po całym świecie. Kartell to taki kartel z dobrym wzornictwem i misją zapełnienia naszych przestrzeni prywatnych meblami na poziomie, zaprojektowanymi przez wybitnych dizajnerów, wykonanymi z najlepszych materiałów za duże pieniądze. To tyle product placementu.

I ta firma otworzyła sobie w Warszawie sklep. I taka jest fajna i odpowiedzialna, że nie zrobiła sobie w porozumieniu z wydziałem estetyki, wspólnotą czy kimśtam, zajebistego estetycznego szyldu, tylko na balkonie prywatnego mieszkania piętro wyżej pierdolęła sobie baner! Nienawidze ich za to. Zero poczucia smaku, zero estetyki. I tak jak napisali "nasi przyjaciele" z 15W08 - Gwałcicie nas swoimi kampaniami reklamowymi. 

Mr. Ściechowski