wtorek, 6 listopada 2012

POCZET KRÓLÓW I KSIĄŻĄT POLSKICH

Blog blogiem, hating hatingem, a żyć za coś trzeba. Zanim obłowiliśmy się z wierszówek, szukaliśmy swojej szansy jak inni absolwenci zarządzania. Był rok 2010. 

W Polsce toczyła się właśnie kampania o pewien vacat na warszawskim Krakowskim Przedmieściu. Zapewne nie każdy z Was, kochani czytelnicy, zna prawdziwe kulisy tej rozgrywki. Rozgrywki na wskroś ulicznej. 

„Bronisław Komorowski starał się udowodnić, że kultura młodzieżowa nie jest mu obca. (...) odwiedził Łódź, gdzie spotkał się z miłośnikami deskorolki, bmx-ów i graffiti”. Swoją drogą, kiego grzyba grafy zawsze muszą iść w trójcy? Jak nie z break dancem i rapem to z deską czy innymi rolkami. Jeszcze kaptur, daszek na bok i kręcimy reklamę czipsów... Ale tu nie o tym. Jesteśmy poważni, niczym ton elekta: „Kultura alternatywna, czyli kultura niepokorna, odchodząca od pewnej sztampy i jak rozumiem murale, gdzieś tam nawiązują do rewolucyjnych zapędów w sztuce i polityce z czasów meksykańskiej rewolucji. Gdzieś tradycją sięgają do Majów a z drugiej strony do Leonarda da Vinci. Więc alternatywność wygląda bardzo interesująco i jest warunkiem rozwoju sztuki w ogóle.” Niepokorne-pogłaskane? Brawo. Tym zdaniem, brahu, kupiłeś mój głos. Przynajmniej nie wspomniałeś o graffiti w jaskiniach. Ufff... Ba, nawet walczyłeś o bunt, rewolucję. Może to ciebie powinni tam mianować kuratorem? Tym bardziej, że temat drążyłeś: „czy istnieje moda na kierunki przekazywania "jakichś idei w tych muralach" i czy są jakieś nurty w ich malowaniu. - To jest tak naprawdę sztuka. Chcemy pokazać kreatywność i potencjał tych młodych ludzi - podkreślali jego rozmówcy.” Zaiste, pięknie podkreślali. Do dziś podkreślają. W końcu Łódź kreuje i za hajs matki błaga - Uwierzcie! Uwierzcie! To naprawdę sztuka! Nie wiem jak wy, my im wierzymy. Na słowo. 

O ile Bronisław Oner strawiał na murale, w peletonie był ktoś, kto poszedł krok dalej. „Razem zmienimy Polskę” powiedział napisał. „Jego hasło miało formę graffiti: czerwonego napisu na białym tle. Napieralski w ten sposób pokazuje, że "można inaczej". - Kiedy myślałem jak pokazać to hasło, zaproponowałem takie właśnie rozwiązanie, aby je narysować, tak jak to robią młodzi ludzie, ale ci pozytywni, w taki bardzo pozytywny sposób wyrażają swoje emocje, ale też są znakomitymi twórcami, potrafią sztuką przekazać swoje emocje”. Już widzicie? Można inaczej? Można! Dla elity murale są buntownicze, a grafy to sztuka ludzi pozytywnie zakręconych. Kto nie sprayjuje, ma wyzute z emocji, ubogie życie wewnętrzne. Kropka. 

I tak oto sztywniutka, prawdziwa ulica na dobre zaczęła służbę w szeregach władzy. Na jej najróżniejszych poziomach. Z resztą od roboty nikt się nie migał: „Napieralski, gdy odsłaniał hasło wyborcze, narysował pod nim czerwonym sprayem serce. - To moje serce dla wyborców. Chcę pokazać, że wkładam w tę pracę dużo serca, bo bardzo mi zależy.” Wy się śmiejcie, ale wysiłek włożony w to dzieło, przebija niejednego blockbustera. Zaś na aukcji, takie płótno pobije czołówkę polskiej szkoły street artu. Zakład? 

W Lublinie: To moje pierwsze doświadczenie ze sprayem, wcześniej malowałem tylko farbami - powiedział prezydent Adam Wasilewski, po czym przywdział gumowe rękawiczki i przystąpił do malowania graffiti na placu Litewskim. Co namalował? - Tylko kilka kresek, całej aranżacji nie dam rady - dodał z uśmiechem. Uśmiech, można powiedzieć, jest oznaką emocji. Władza jest więc pozytywnie zakręcona. Jak to na wschodzie, gdzie spray nie jest już farbą. Aha - nie zapomnijmy dodać logotypów. 

Tylko Wrocław nam się obija i do roboty szuka murzyna (http://universalhating.blogspot.com/2012/10/wrocaw-stolica.html). Na szczęście w stolicy ponad normę działa Hanna. Kadencję rozpoczęła od zaprojektowania logotypu Hemp Gru...