niedziela, 5 sierpnia 2012

ZIOMALSKA NIETYKALNOŚĆ

Wczoraj trochę prowokacyjnie, trochę z braku tematu i z wrodzonej złośliwości napisaliśmy o Lumpie. Dostaliśmy za to po dupie pod postem na naszym fejsie. Generalnie każdy ma trochę racji i nikt nie jest bez winy. Ale pisząc we wczorajszym poście o ziomalskiej nietykalności chodziło nam właśnie o tego typu postawy jaką zaprezentował Przemek w komentarzach pod postem. Pozwolimy sobie zacytować: akurat Lumpa znam dobrze, można lubić prace, można nie lubić, ale Lump przeszedł całą drogę od wholek, sreber do billboardów, murali i instalacji.

Tak, wiemy, że przeszedł. Co prawda oglądamy streetart w TVN i na FB, ale trochę historii liznęliśmy przed założeniem tego bloga (STREETMAG, Polski Street Art itp.) Właśnie to mieliśmy na myśli pisząc "ziomalska nietykalność". Chodzi o to, że jeżeli malujesz długo i lubisz wypić to nikt ci nic nie powie złego o twoim malowaniu. Wszyscy koledzy będą poklepywać się po pleckach i spijać razem piwka, dzięki którym świat jest piękniejszy a graffiti lepsze.

Rozumiemy przebieg twórczości Lumpa, ale to nie znaczy, że rzeźby ze złomu w jego wykonaniu są dobre czy ciekawe. Praca w Warszawie nie rozmawia z miastem, nie komentuje nic, jest kolejnym "czymś" w tej zaśmieconej przestrzeni jaką jest stolica - miejsce, w którym nie sposób odróżnić co ma być sztuką, co reklamą a co odpadem. Dlatego trzeba się bardzo starać, by Warszawa to "kupiła", by odbiorca wiedział i czuł, że ma do czynienia ze sztuką.

Cytując Przemka jeszcze raz: można lubić prace, można nie lubić. 

My naszej pracy nie lubimy...