czwartek, 14 marca 2013

ŻAL CI?

Pamiętam dawną wizytę w Berlinie lub spotkanie, z którymś z tamtejszych watażków. Bez zbędnych sentymentów, ale pamiętam dobrze jak po tej rozmowie coś mnie tknęło: ”Jak to? Graficiarska społecznościówka? Jakiś absurd. Dno, wypaczenie, nieporozumienie. Nie kupuję tego. To nie może się udać”.

W głowie jeszcze szeleściły kartki z drukowanymi fotkami, a działanie stało wyżej niż przeglądanie. Dziś historia zatacza koło. Streetfiles zostaje zamknięte. A fakt, że poświęcam na to kilka słów, świadczy nie tyle o ewolucji podejścia ale o refleksji, jak ważnym medium dla światowego graffiti była niemiecka strona. Szperanko i podróże palcem po mapie były elementem nieregularnego obrzędu. Przed dalszymi wyjazdami obowiązek każdego turysty. Hejtuję jak zawsze internetowy lans, choć te pomyje wylewamy tu od miesięcy a nawet od roku (może zrobimy sobie imprezę 1. Urodziny Hejtu - "U Artystów" - będzie wystawa i malowanie czapek). Ale nie można pominąć, że to była główna wada streetfilesów. Ale jakie czasy - takie obyczaje. Bo to nie portal był zepsuty, tylko tzw. „community” i „users”.
 
Z skoro o ludziach a nie o avatarach mowa, streetfilesom trochę czasu poświęcił Esher. I tu zamiast kropki powinien być wykrzyknik. Bo akurat o nim nikt w Berlinie nie dyskutuje, czy jest kingiem czy nie. I znów wracamy do graf-wiarygodności, którą (m.in) dzięki niemu streetfiles miał.

Warto zapamiętać tę stronkę, choć nie wiem czy za kilkanaście lat będziemy tęsknić. Na bank pamiętać.

Mimo, że ja wciąż jej nie kupuję.