wtorek, 7 sierpnia 2012

TRUE TRUE

Rany dopiero się jorgnęłem, że nam ktoś wrzucił ten Forina tekst na walla. Rany, dopiero jak go przecztałem to skumałem o co chodzi...

Generalnie w samym tekscie jest wszystko czytelne, tym bardziej że jest napisany arialem, więc jest łatwo czytać. No więc tym arialem mamy napisane, że na wszystkie imprezy streetartowe są zapraszani ci sami ludzie, że "to jest nudne", że "ile można" i że ciągłe poklepywanie się po pleckach tych samych ziomeczków. Napisane jest również, że jest wiele młodych niedocenianych talentów i że dobór jest z tego samego klucza estetycznego. To prowadzi do sytuacji patologicznych. 

Co mamy na myśli pisząc o patologii - otóż chodzi o to, że odbiorcy - mieszkańcy miast, w których odbywają się wszelkiego rodzaju muralowe festyny podziwiają prace kilku powtarzających się artystów. I nie jest kwestią poziom, umiejętności czy flow poszczególnych osób, a raczej  ich dobór. Dobór łatwy, kolorowy. Jak mówił inżynier Mamoń: Proszę pana ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. I tak jak drugie zdanie powyższego cytatu jest oczywistą oczywistością (idąc za kolejnym polskim retorem), tak w pierwszym z nich zaszła pomyłka. Oczywiście, powinno być umysł ściśnięty! Karmiony prostymi rzeczami, ładnymi rzeczami za darmo. Wiadomo, koszty są, ale podatnik przeciętny nie będzie się interesował finansowaniem murali dopóki są ładne. Przy realizacjach poruszających jakiś temat, albo mających trudną estetykę (muszą być czarne i niepokojące) od razu umysł zaczyna pracować i  pojawiają się pytania kto za to zapłacił i dlaczego. Niewygodne pytania dla włodarzy. Więc jak będzie czysto to będzie dobrze. Załóżmy krawaty to będziemy wyglądali wiarygodnie! 

Na jednym z ostatnich festiwali festiwali - Traffic Design (w Gdyni) - pojawił się jak wieść od samego organizatora niesie - prezydent Gdyni we własnej osobie. Jak czytamy po angielsku na fanpage festiwalu: On Friday the President of Gdynia Wojciech Szczurek decided to stop by and see the effects of our work. He was very enthusiastic as it was the first time he saw the projects we've been discussing come to life. Jak dla mnie ta notka mogłaby się zakończyć po wyrazie stop. Niech się władza nie lansuje na sztuce. Niech nie lansuje tylko tej sztuki, która jej się podoba. Sztuki wyliczonej algorytmem opłacalności i popularności w sondażach. Tu trwa walka kosztem twórców i kosztem odbiorców. Władza potrzebuje naszych głosów by nami łatwiej zarządzać. A sztuka niestety, ale winna być nie tylko dekoratorska, ale również opiniotwórcza i zmuszająca do samodzielnego myślenia.

I takie przykłady można mnożyć. Zaczynając od Gdyni przez Łódź po Katowice, Poznań itd.

Wracając do tekstu z truest.pl to rzeczywiście wielu zdolnych się nie zaprasza. Często właśnie ze względu na talent, który nierozłącznie idzie w parze ze zdolnością do własnego oglądu rzeczywistości. Trudnego oglądu. Urzędnicy żądają projektów, lub portfolio, lub sami zaczynając kumać się w palecie kolorów i nejmów wybierają to co słuszne. 

A stare talenty ograniczane są nadmiarem pracy dla miast i miasteczek, dla wojewodów i burmistrzów, łaknących poklasku kolorowych pism galeryjek i firm sprzedających papierosy czy buty. Nie mogą się schować w pracowni by formować się jako artyści, by zaglądać pod powierzchnię, nabierać nowych pomysłów, siły lub wszystko to tracić w imię sztuki. Nie mogą przerwać by się zmieniać by wychylać się co jakiś czas.

Władze zapisują farbami na murach przekaz na przyszłość. Tak wyglądało malowanie 20-30-50 lat temu, tak było. Na murach oglądamy to na co pozwalają grantodawcy (przeważnie państwowi). To na co jesteśmy gotowi bez zbędnych wstępów i wytłumaczeń.

Wiemy Forin, że też byś chciał malować murale, wiemy że wielu by chciało, ale dopóki streetart jest narzędziem w rękach urzędów nie będzie ciekawie a tylko ładnie.